Ulica

Gość

Lex zaczął mu się uważnie przyglądać. Facet nie jest normalny, ale na pewno nie jest też wilkołakiem, hmmm to może być "miły" wampirek.
-Jestem Lex, miło mi pana poznać. Jestem mechanikiem i pasjonatem motorów i robi mi się nie dobrze gdy słyszę, że ktoś nie dba o swój motor.

Machete

Zlustrował go wzrokiem.
- skąd wiesz że o niego nie dbam?! - warknął. Facet wyprowadził go z równowagi. Machete miał ochotę "pogadać " z nim po swojemu. Zcisnął mocniej pięść.

Leana

- Aj Mercedez Mercedez ja po prostu jestem tylko prawdomówna

Gość

Lex zauważył, ze facetowi zmienia się nastrój i doprowadza go do białej gorączki Jeszcze chwila i się zgodzi.
- Bo słyszę jakie odgłosy wydaje, trzeba go porządnie wyczyści i wydaje mi sie że jedna część jest do wymiany, gdy coś tu za bardzo brzęczy. Ale musiał bym zajrzeć do niego żeby panu powiedzieć co i jak. Mam troch części ze swojego motoru więc mógł bym to zrobić jeszcze dziś, no chyba, że wolisz się pożegnać z motorem, bo za 2 lub 3 miesiące nie będzie się opłacać go naprawić. No ale widzę, że żal ci wydać kasę na naprawienie motoru.
- Tak więc żegnam.
Lex ruszył w stronę swojego motoru. Zasiał ziarnko niepewności w tym gościu. No to teraz liczę do pięciu i czekam na reakcje.

Mercedez Volturi

Machete

Gościu porządnie go wpienił. Machete poczuł mocny przypływ jadu który wypluł tuż przed nogami kolesia. Chciał mu strzelic w łeb albo rozerwać na strzępy.
- O motor się nie martw gówniarzu! - syknął wskakując na motor. Po chwili zajechał drogę chłopakowi.
- Nie wiesz co jest z motorem więc idź się lepiej wypłacz mamusi! - warknął chowając nóż.

Leana

- Wiesz ja czekałam także dość długo kto wie może twój wyśniony czeka tuz za rogiem

Gość

Lex uśmiechną się pod nosem i odwrócił się do gościa.
-Trzymaj tu masz mój numer, jeśli jednak coś ci się zepsuję.
Lex podał małą wizytówkę i ruszył w stronę swojego motoru. Wziął gitarę usiadł koło motoru i zaczął grać.

Machete

Machete wziął wizytówkę.
- nie będzie potrzebna - syknął przez zęby. Zastanowił się nad czymś. Usłyszał grę chłopaka co go zainteresowało. Olał go jednak jak to często robił. Nie obchodził go wogóle. Ruszył ostro na dalszą część wycieczki.

Cuthie

/??
Cuthie tanecznym krokiem nie rozglądając się dookoła weszła na chodnik z jakiejś uliczki. Od zawsze była nieuważna i nieodpowiedzialna, głównie też przez to została wampirem, więc nawet nie rozglądając się weszła na ulicę tym samym krokiem.

Machete

Zauważył jakąś wampirzycę. Był wnerwiony. Bardzo wnerwiony. Machete zaobaczył jak wampirzyca wychodzi na ulicę Cholerne dzieciaki. Wychamował tuż przed nią, naszczęście nie gubiąć żadnych rzeczy.
- Czy nikt nie mówił ci do cholery że nie wychodzi się na drogę gdy ktoś jedzie?! - warknął lodowato i znierzył ją wściekłym spojrzeniem.

Cuthie

Cuthie obejrzała się w stronę, skąd dochodził głos mężczyzny. Uh, to ten macho!
-Pewnie tak, ale myślałam o czymś innym.-powiedziała uśmiechając się do każdego, tak jak zawsze to robiła. Nigdy się nie przejmowała tym, że ktoś jest wściekły na nią. -Zresztą, nic się nie stało, prawda?

Machete

Spojżał szybko na motor, po czym wyjął pistolet.
- Masz szczęście że nic się nie stało z motorem... - syknął pod nosem, nigdy nie był miły. Sprawdził czy pistolet jest cały. Na szczęście dziewczyny nic z nim nie było. Machete uwielbiał awantury, schował pistolet i obrzucił dziewczynę nadal wściekłym spojrzeniem.

Cuthie

Cuthie widząc jego wściekłe spojrzenie tylko się do niego bardziej uśmiechnęła. Ona musiała być przyjaciółmi z wszystkimi, a taki gbur jak on był prawdziwym wyzwaniem.
-Uważaj, bo sobie coś zrobisz tym pistoletem-powiedziała pokazując mu język. Uśmiech nigdy nie opuszczał jej twarzy. Sama pamiętała, jak jej przyjaciółka pokazywała jej sztuczki z pistoletami. W sumie po to tu przyjechała - odnaleźć przyjaciółkę. Zamyśliła się na chwilę rozglądają się dookoła, ale jej wzrok znów spoczął na facecie stojącym naprzeciw jej.

Gość

/biblioteki
Luke właśnie wychodził z biblioteki po drugiej stronie ulicy. Hmm w tym mieście jest dużo wampirów, wilkołaków i zmiennokształtnych. Tylko, którzy są pokojowi, a którzy nie.
Nagle zobaczył mężczyznę, który krzyczał na dziewczynę przechodzącą przez ulicę i pobiegł w jego stronę.
- Ej ty nie musisz się tak wydzierać na tą dziewczynę, więc wyluzuj trochę - powiedział chłopak stanowczym lecz przyjacielskim głosem.

Machete

Spojżał wściekle na chłopaka.
- Nie będziesz mi rozkazywał!! - warknął przez zęby. To go najbardziej denerwowało. Poczuł smak jadu i natychmiast go przełknął. Zacisnął mocno pięści.

Cuthie

Cuthie szybko podeszła do Machete i oparła dłoń o jego ramię.
-Wyluzuj-skwitowała to jednym słowem cały czas się uśmiechając. -A o mnie nie trzeba się bać - puściła oko chłopakowi-Sama sobie radziłam i radzę.

Machete

Strząsnął jej dłoń. Nie znosił towarzystwa i robiło się trochę dla nie go tłoczno. Oblał faceta jeszcze bardziej wściekłym spojrzeniem. Po czym taki sam wzrok skierował na dziewczynę. Na razie się nie odzywał.

Cuthie

Cuthie nie uraziła nawet to strząśniecie ręki. Ją trudno było w jakikolwiek sposób urazić, była zbyt pewna siebie i zwykle wychodziło jej to na dobre.
-Cuthie jestem, ale niektórzy mówią do mnie też Cutie-powiedziała uśmiechając się do obu.

Machete

Spojrzał na nią i postanowił jednak się przedstawić.
- Machete El Negatro - powiedział chłodno. Nie znosił uprzejmości. Zbyt tłoczno się robiło więc postanowił się zmyć.
- Na mnie pora- powiedział do dziewczyny i wsiadł na motor.
- a ty uwarzaj... - syknął do chłopaka i ruszył do "domu"

/Kryjówka Machete

Cuthie

Cuthie tylko westchnęła widząc odjeżdżającego faceta. Miała nadzieję, że jeszcze go kiedyś zobaczy, bo nigdy nie lubiła przerywanych znajomości. Uśmiechnęła się jeszcze do chłopaka stojącego kolo niej i odbiegła w jej tylko znaną stronę.

/??

Mercedez Volturi

Leana

Spojrzała także w tamtym kierunky
- Po prostu trzeba w to wierzyc

Gość

Lex wstał wziął gitarę, wsiadł na motor i odjechał. Czas się przemienić i pobiegać.
/Las La Push

Benjamin

/ Park

- No dobra - przycisnął pedał gazu i zmieniał dość szybko biegi rozpędzajac się - Powiedz mi co robiłaś że masz ciało obce w brzuchu. - oparł się wygodnie, odchylił i odciągnął do tyłu fotel. Był wysoki, źle mu się prowadziło w takiej ciasnocie.

Aprilan

-No... Zabrałam bratanicę pouczyć ją podstaw strzelania z pistoletu na obrzeżach Port Angeles...I jakaś grupa facetów szła w naszym kierunku, to powiedziałam jej, by poszła sobie stąd, do centrum... Poszło mi całkiem nieźle, zważając, że byłam sama a ich ok. z 10... Oni mieli noże i grali nie fair-powiedziała marszcząc nosek. Tylko gdy była w takim stanie można było zauważyć, że nie jest taka bezuczuciowa i bezduszna.-A ja nigdy nie dźgam ani nie strzelam do ludzi. I jeden z nich miał pistolet. Tak mu się trzęsła ręką, że zamiast trafić w serce trafił w brzuch. To tyle- powiedziała lekko wzruszając ramionami.

Benjamin

- Ładnie - stwierdził beznamietnie - I ty obwiniasz wampiry za to że zło jest na świecie... - pokręcił głową. - Ludzie sami sprowadzają sobie na głowę problemy. - westchnął cicho i zaczął obgryzać paznokieć prowadząc pewnie jedną ręką.

Aprilan

-Nie obwiniam wampirów-pokręciła głową-Ja im nawet nic nie mogę zrobić, jeśli mnie nie zaatakują-powiedziała jakby obrażonym głosem. -I to wszystko przez ten pakt...-mruknęła bardziej do siebie niż do niego. -Poza tym nie samymi wampirami się zajmuję. Są gorsze rzeczy od wampirów. Ale przyznam ci rację - ja wszystkie istoty nadprzyrodzone rozumiem, ludzi - nie.

Mercedez Volturi

Mercedez posłała im kpiące spojrzenie i swój wzrok skierowała na Leanę.
-Wierzę w to na serio ale po prostu przez te 500 lat nauczyłam się tylko co to przemoc i nienawiść. Nie znam miłości Kochanie. Nie wiem co to jest.
Popatrzyła smutno przed sibie i spojrzała z ukosa na Liama.
-Ty masz Jego, a On Ciebie powinniście dbać o siebie. Nie muszę tego mówić bo tak jest. Zazdorszczę Wam

Benjamin

Uśmiechnął się patrząc na drogę - Ja też nie... - zerknął na nią - Po co uczyłaś ją strzelać? Przecież to niebezpieczne. - przyhamował na jakimś ostrym zakręcie. Spojrzał w dół i dorwał się do pokrętła od radia - Wybacz, lubię słuchać w czasie jazdy. - nastawił je cicho aby nie zagłuszało jej słów.

Aprilan

April wzruszyła ramionami.
-Może i bezpieczne, ale nie dla osoby która strzela-mruknęła-Musiałam, jeśli miałam robić to co rodzice. Musiałam różnych rzeczy się nauczyć. Nie było to marzenie normalnej nastolatki, wierz mi -powiedziała uśmiechając się lekko.
-Nie przeszkadza mi radio, lubię muzykę-powiedziała cicho. Była już naprawdę zmęczona.

Leana

- Oj Mercedez ja ci kibicuje ze wszystkich sił. Kto wie może juz niedługo ty znajdziesz swojego księcia na białym rumaku, wersja alternatywna księcia w lamborgini

Mercedez Volturi

-Wolę drugą wersję.
Spojrzała na nią czekoladowymi oczami i zaśmiała się
-Jeszcze jakiś piękny dwór we Francji i basen ahhh i mogę być jego na wieczność hehe

Liam

- Pewnie, że znajdziesz. Co do tego nie mam wątpliwości - powiedział pewnie. - Trochę cierpliwości kochana i sama zobaczysz - zwrócił się do Mercedez.

Benjamin

Leana

- No widzisz. WIlla, basen i dobry mąż czego chcieć wiecej ?

Mercedez Volturi

-Myślisz Liam?-spojrzała na niego i uśmiechnęła się
-Dobra koniec tych urzalań się na de mną. Jestem powiedzmy młoda_tu zaśmiała się- ale ważne że atrakcyjna i ładna
Popatrzyła na dwójkę rozmówców
-A Wy pobieracie się?

Leana

Gdy usłyszała pytanie Mercedez zachłysnęła sie powietrzem

Liam

- Cóż, ja wolę na razie z tym poczekać, ale nie wieczność - uśmiechnął się. - Po prostu chcę, by trochę się uspokoiło i byśmy mogli wrócić do Włoch.

Mercedez Volturi

Popatrzyła na reakcję Lei. Zaśmiała się cichutko.
-Macie w końcu calutką wieczność przed sobą.
Popatrzyła na nich.
-No teraz szczególnie dużo zaczęło się dziać. Voltera ma duż o roboty.
Popatrzyła w przestrzeń.
-Ja nie chce już tam wracać