Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dea
Człowiek
Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 2639
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:36, 03 Lut 2009 Temat postu: Z niezwykłościa świata za pan brat - dorastanie Dei |
|
|
10 listopada 1990 roku, Dallas, St. Mary Hospital
O godzinie 22 na porodówce szpitalnego oddziału położniczego mała istotka obwieściła krzykiem swoje przybycie na ten świat. Rudowłosa kobieta o zmęczonej twarzy przytuliła maleństwo do serca szepcząc nad jego głową modlitwę przodków:
"Niech krople deszczu opadają miękko na Twą brew,
Niech lekki powiew odświeża Twego ducha,
Niech promień słońca rozjaśnia Twoje serce,
Niech brzemię dnia spoczywa na Tobie lekko,
I niech Bóg otuli Cię w miłość".
Istotka przyssała się do piersi kobiety z błogim wyrazem na maleńkiej twarzyczce.
Grudzień 1990, Texas, farma nieopodal miasteczka Carlisle nad jeziorem Livingston.
Kobieta pochyliła się nad kołyską. Pulchne paluszki niemowlęcia pochwyciły jeden z jej smukłych palców i zacisnęły się na nim mocno. Twarz kobiety rozjaśnił uśmiech.
- Mamo, ona się do Ciebie uśmiecha – nad kołyską pojawiła się twarz piętnastoletniego chłopca. Niemowlę zakwiliło. Kobieta zaśmiała się perliście.
- Twoja siostra właśnie życzyła Ci dobrej nocy, Robbie. – kobieta zmierzwiła chłopcu czuprynę.. – Może jej zaśpiewamy? Będzie miała piękniejsze sny…
Melodia była cicha, uspokajająca, głos kobiety radosny, z dziwnie śpiewnym akcentem.
When the moon on a cloud cast night
Hung above the tree tops height
You sang me of some distant past
That made my heart beat strong and fast
Now I know I’m home at last
You offered me an eagle’s wing
That to the sun I might soar and sing
And if I heard the owl’s cry
Into the forest I would fly
And in its darkness find you by.
And so our love’s not a simple thing
Nor our truths unwavering
But like the moon’s pull on the tide
Our fingers touch our hearts collide
I’ll be a moonsbreath by your side.
Dziecko zamknęło powieki..
- Mamo… - szept chłopca odbił się echem wśród ścian pokoju. – A co oznacza jej imię? Ono jest w języku pradziadków, prawda?
- Nie, Robbie. Ono jest w starożytnym i zapomnianym języku. Języku, który możesz usłyszeć w rozmowie liści w lesie. Języku, w którym fale witają się z brzegiem. Języku, w którym słońce i księżyc pozdrawiają się wzajemnie. Ono oznacza kogoś bardzo wyjątkowego. Kogoś wytrwałego i dobrego. Kogoś mądrego i wrażliwego. Kogoś jedynego w swoim rodzaju… - niewiasta pieszczotliwie pogłaskała niemowlę. Dziewczynka w kołysce uśmiechnęła się przez sen. Kobieta odgarnęła ze swojej twarzy opadające co chwila rude kosmyki.
- Dlaczego ja mam zwykłe imię? – burknął nieco obrażony chłopiec.
- Syneczku, ty też masz starożytne imię. Każdy człowiek ma. Tylko Twoje jest ukryte w zakamarkach serca. Ono jest tylko dla Ciebie…
- Ale Ty je znasz mamo, prawda? – chłopiec zniecierpliwiony wpatrywał się w rodzicielkę.
- Oczywiście syneczku, Ono brzmi Ridir – szepnęła piętnastolatkowi do ucha.
- A co ono oznacza, mamo? – nastolatek pociągnął ją za rękaw sukienki.
- Kogoś bardzo odważnego, dzielnego. Kogoś, kto broni słabszych, kogoś rycerskiego i honorowego. – matka ucałowała syna w czoło i łagodnie wypchnęła go z pokoju – No już Robercie, dajmy Dei spać. – delikatnie zamknęła za nimi drzwi.
Dziewczynka w kołysce zakwiliła cichutko.
cdn
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dea dnia Wto 16:17, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Dea
Człowiek
Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 2639
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:44, 25 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Sierpień 1994, Texas, farma nieopodal miasteczka Carlisle nad jeziorem Livingston
- Mamo! Ona ciągle za mną chodzi! Przestaniesz w końcu za mną chodzić? – chłopiec huknął na siostrę.
- Ale ja lubię… - Dziewczynka spojrzała na brata wielkimi czekoladowymi oczami – z Tobą jest fajnie, Ridir.
- Mam na imię Robert, rozumiesz? Nie mów do mnie Ridir. Koledzy się ze mnie śmieją. Odczep się wreszcie ode mnie! – wrzasnął ze złością. W oczach dziewczynki pojawiły się łzy.
- Dea, chcesz iść ze mną do lasu? – rudowłosa kobieta wyszła na werandę.
-Tak! - Dziewczynka błyskawicznie do niej podbiegła, gubiąc po drodze chustkę zamotaną na głowie. Uwolnione kosmyki w kolorze czystej miedzi natychmiast okoliły jej zarumienioną twarz. Otarła łzy piąstką i spojrzała na matkę radośnie – Idziemy do elfów? – zapytała z nadzieją.
- Nie dzisiaj – uśmiechnęła się kobieta. Dołożyła mały nożyk do płóciennej torby – Dziś chcę pokazać Ci jakie tajemnice kryje w sobie las… - podała córeczce rękę.
- Naprawdę? – oczy dziewczynki zrobiły się jeszcze większe, zagościło w nich podniecenie – Będziemy rozmawiać z roślinami? Nauczysz mnie tego, mamo, prawda?
- Nauczę, córeczko, tak samo jak mnie nauczyła moja mama, a ją jej mama. Nauczę Cię tak samo jak uczyły się wszystkie kobiety w naszej rodzinie – rudowłosa piękność zmierzwiła włosy córce i ruszyła w stronę lasu nucąc skoczną melodię.
Czerwiec 1996, Texas, lasy nieopodal miasteczka Carlisle nad jeziorem Livingston
- A co to jest? – kobieta wskazała na niewielką bylinę.
- To jeeeest… - dziewczynka popatrzyła uważnie - to jest trojan! Zbieramy liście bez ogonków, młode, zdrowe i bez plam…
- A na co stosujemy? – matka pokiwała głową zadowolona
- Na gorączkę i migreny, poprawienie apetytu i jak musimy kogoś uspokoić. – Dea z ciekawością przyglądała się mrówkom.
- Dobrze…- kobieta uśmiechnęła się – a co to jest? – wskazała kolejną roślinę
- Dziurawiec – dziecko bezbłędnie rozpoznało wysoką bylinę - dajemy go przy zaburzeniach trawienia, chorobach wątroby i woreczka żółciowego, zapaleniu dróg moczowych, w chorobach kobiecych, zaburzeniach przemiany materii oraz jako lek gojący rany. Poza tym w migrenie i przy dużych nerwach. I pamiętam jak smarowałaś tacie rękę kiedy się poparzył!
- Doskonale córciu. – kobieta pogłaskała dziewczynkę po głowie. – A to?
- To konwalie! – Dea podbiegła do gęstego kobierca białych kwiatów i głęboko wciągnęła powietrze – Uwielbiam je! One tak ślicznie pachną, mamo… I dajemy je chorym na serce, albo tym, którzy mają obrzęki, opuchlizny…A tu obok jest wilczyna – skakała od jednej rośliny do drugiej – ją się daje wtedy gdy ktoś się nie może załatwić!
- Masz rację, działa przeczyszczająco – zaśmiała się rudowłosa – a tam rośnie krwawnik…
- Stosujemy go na krwawienia i krwotoki – wpadła jej w słowo córka - oraz jako lek żołądkowy, rozkurczowy i przy chorobach wątroby. A w postaci okładów, kompresów, kąpieli jako środek gojący rany i oparzenia. – zrobiła piruet i opadła na ziemię – One do mnie mówią, mamo.. Rośliny… - pogłaskała niewielką rączką pień brzozy. Przytuliła się do chropowatej powierzchni
- Wiem, śliczna moja, rośliny dzielą się swoją wiedzą i mądrością z tymi, którzy potrafią słuchać. – matka usiadła na mchu obok dziewczynki. – Opowiedzieć Ci o wilczych braciach? – zapytała z uśmiechem
- Tak! – w oczach Dei zapłonęły małe płomyczki. Usiadła na mchu i położyła mamie głowę na kolanach.
- Le déanaí - kobieta zaczęła przeczesywać niespiesznie rude włosy dziecka i podjęła opowieść w śpiewnym obcym języku – calma fael buail le…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dea dnia Śro 14:44, 25 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|