Ulica

Gość

-Powiedzmy, że muszę trochę odpocząć od mojego życia tam-powiedziała z lekkim uśmiechem i usiadła na skuterze. Bee... przygotuj się. Lepiej, żebyś nie miała załamania nerwowego, jak ten chłopak za tobą usiądzie. Oddychaj głęboko. On ci nic nie zrobi.-To nie tak, że nie lubię Kalifornii, ja ją wręcz uwielbiam. Ale... -zaczęła i nie dokończyła już zdania.
-Ksiądz detektyw..-mruknęła do siebie rozbawiona.

Anthony

- Odpoczynek jeszcze nikomu nie zaszkodził .. - mruknął, wsiadając na skuter. Zamiast złapać się dziewczyny, potrzymywał się rękoma łapiąc za jakąś tylną część pojazdu. Był facetem, ale raczej nie interesowały go skutery. Preferował droższe, szybsze i niebezpieczniejsze cudeńka, lecz w przeciwieństwie do reszty facetów nie miał na ich punkcie totalnego bzika. Fakt uwielbiał ryzyko, ale takie związane z walką uliczną , walką na ringu bądź lataniem ekstremalnie samolotem. Młody de Silva od dzieciństwa marzył, by dostać się Sił Powietrznych USA, ale uniemożliwiła mu to wada wzroku, więc zostały mu tylko sztuki walki, które ciężko trenował.
- Ja tam nic do Kaliforni nie mam .. - odpowiedział obojętnie. Uśmiechnął się:
- Tak, ksiądz detektyw. Powininni go zatrudnić w forksowym wydaniu 'Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" .. - potwierdził zagadkowym tonem.

| Forks | Ulica

Gość

Gdy chłopak usiadł za nią Bee westchnęła głęboko.
-Trzymaj się mocno-wymamrotała i nacisnęła gaz. Zaśmiała się dźwięcznym głosem, gdy chłopak wspomniał znowu o księdzu. Bee skupiła się na czymś. Dziwne... Nie mam żadnych przykrych wspomnień, nic się nie dzieje... Nie rozumiem tego-Bee pokręciła głową. Za każdym razem gdy jakikolwiek chłopak był blisko niej, a tym bardziej tak blisko, ona od razu zamykała się w sobie. A teraz... Teraz nie wiedziała, co czuje.

/Kościół

Rhiannon

/ ulica, Forks

- Tu jej nie ma - sapała ciężko. Kondycję rzeczywiście miała kiepską.
- Odpoczniemy trochę ? - spytała błagalnie.

Adam Knight

- Skąd wiesz?! - zawołał zdejmując kurtkę - Cholera, gorąco... - powiedział juz spokojniej zawiazujac sobie rękawy w pasie - To gdzie? Plaża? Klify? - poczuł irracjonalny strach. Klify i ich ostre krawędzie...

Rhiannon

- Mówię Ci, czuję. że jej tu nie ma - upierała się ale on chyba i tak jej nie słuchał.
- To gdzie teraz? - spytała kiedy już trochę odetchnęła.

Adam Knight

- Nie mam pojęcia? Klify? Las? - pomyślał że Selene może być gdziekolwiek. - Mieszkałaś tu? Znasz sia na topografi tego miejsca chyba lepiej niż ja...

Rhiannon

- Dlatego mówię Ci, że jej nie ma w La Push. A jeśli już nalegasz na La Push to klify - wywróciła oczami siadając na krawężniku.

Adam Knight

- Mam to wszystko gdzieś! - wydarł się na cała ulicę. - Jak chcesz to jej szukaj. Mi powiedziała wyraźnie że sobie tego nie życzy z mojej strony... - wstał i ruszył przed siebie stawiając szybko kroki.

Rhiannon

Wywróciła oczami z myślą : Co ta w nim widzi oprócz wyglądu....dzięki za takiego faceta. Nawet się nie martwi
Podbiegła do niego i szarpnęła go za rękaw.
- Więc kiedy ją już znajdę mam jej powiedzieć, że masz ją w dupie tak? - spytała patrząc na niego jak na idiotę.

Adam Knight

- Nie - warknął przysuwając sie do niej - Nie mam jej w dupie... - wyprostował się - Sam dokonała takiego wyboru. Nie będę jej do siebie przymuszał nawet w najmniejszym stopniu. - odwrócił się. Muszę się z tym pogodzić...

Rhiannon

Co za uparte stworzenia - zachichotała pod nosem do siebie.
- Koleś, nie rozumiesz po naszemu? - spytała jakby gadała z idiotą.
- On kocha Ciebie nad życie, świata poza Tobą nie widzi i znając Sel od dziecka stwierdzam, że pewnie zostawiając Cię w parku znów się o coś obwiniała - mówiła wolno każdy wyraz jakby mówiła do dziecka.

Adam Knight

Zamachał dłonią na pożegnanie. I znów piękna szara rzeczywistość... Codziennosć... Praca, dom, praca, dom.... I czego ja oczekiwalaem? Cudu? Pokręcił głową. Nie ma się na co oszukiwać. Byłem, jestem i zostanę sam...
/ Forks / Dom Adama

Melanie

Mel weszła na ulice. Szła sobie nią. W zasadzie nie wiem, co tu robił;a. Może wyszła się przejśc, albo coś z tych rzeczy, w każdym razie szła.

Mark

//MDPP

Wszedł na ulicę w dość kiepsim nastroju. Przeszedł obok jakiejś dziewczyny, dopiero po kilku sekundach zorientował się, ze skądś ją zna. Złapał ją więc za ramię i bez słowa zaczął się jej chamsko przypatrywać. Olśniło go.
-Ty jesteś Melanie, nie? Kuzynka Julki? - Spytał z czarującym uśmiechem. mimo wpojenia nadal pozostawał w swoim żywiole.

Melanie

Uśmiechnęła się do niego a po chwili spojrzała na swoje rami.
-Możesz-powiedziała wskazując głową na ramie.
Po czym spojrzała na niego.
-A ty Mark, nie?

Mark

Wyrwało mu się lekkie 'och' i puścił jej ramię z przepraszającym spojrzeniem.
-Mark. - Potwierdził, po czym dodał:
-A co tu robi, hmm, taka ładna dziewczyna, sama?

Melanie

zaśmiała się i spojrzała na niego.
-hmm, zastanówmy si-powiedziała przykładając palec do ust i udając zamyślenie-chyba idę.
powiedziała w końcu

Mark

-No to nie powinnaś iść sama. - Zarządził biorąc ją pod rękę. Dziewczyna również była wilkołakiem, wiec nie musiał przejmować się różnicą temperatur. Zamyślił się.
-To gdzie idziemy, księżniczko? - Spytał znów posyłając jej piękny uśmiech.

Melanie

-księżniczko?-spytała unosząc brwi, po chwili jednak zaśmiała się.
spojrzała na niego.
-Zawsze wolałam Bambi.-zwierzyła się w żartach.

Mark

-Może być Bambi, ale wierz mi, do ciebie pasuje bardziej księżniczka. Jeszcze potrzebujesz papierowej korony i berła z patyka, ale to się da załatwić. - Powiedział smiejąc się. Towarzystwo dziewczyny widocznie poprawiało mu humor. - Więc? Dasz się zaprosić, powiedzmy, na drinka?

Melanie

-chcesz mnie upić a potem wykorzystać0-powiedziała śmiejąc się i tym samym dając m pozwolenie na zabranie ją na drinka.
-A co do papierowej korony, to chyba nawet jakąś miałam kiedyś

Mark

-Tak, odkryłaś mój szatański plan. - Zrobił minę, jakby mu ktoś wbił ostrze w serce. - Robię tak z każdą dziewczyną, którą zapraszam na drinka.
Szli sobie tak powoli dochodząc do knajpy.
-Co tam u twojej kuzynki? Po wypadku? - Właśnie uświadomił sobie, ze od wypadku właściwie nie widział Julki. Nie był nawet pewien, czy przeżyła.

Melanie

-przejrzałam cię na wylot-powiedział dźgając go palcem w ramię.
Zastanowiła się chwilę po czym odpowiedziała.
-Dobrze, przynajmniej tak mi sie wydaje.-dodała z wahaniem-ostatnio jej nie widziałam

Mark

-W tam razie dobrze. - Wypścił powietrze z ulgą i popatrzył na Mel mrużąc oczy.
-Uważaj, bo jak ci oddam... - Zagroził.

Melanie

-grozisz mi?-spytała stając na palcach i wypinając pierś.
Zasmiala się.
-Czemu dobrze?-spojrzala na marka podnosząc brwi. Oczywiście wiedziała, że Julka miala wypadek ale nie wiedziała z kim

Mark

-Gdybym ci powiedział, musiałbym cię jednak upić. - Stwierdził posępnie. - Więc lepiej, zebym nie mówił.
Stwierdził, ze musi wykorzystać swój urok osobisty, co zresztą nie było trudno przy TAKIEJ dziewczynie.

Melanie

-Co nie jest takie trudne biorąc pod uwagę fakt, że jestem mala i dużo mi nie trzeba-powiedziala mądrze, spoglądając na niego

Mark

-No właśnie. - Mruknął z łobuzerskim uśmiechem na twarzy i, raz-dwa, Mel siedziała na jego ramionach.
-Jak ci się podoba okolica z lotu ptaka? - Spytał jakby sam był ciekaw. Melanie nie była dla niego żdanym ciężarem, był przecież wilkołakiem.

Melanie

-Mark!-zaprotestowała lekko gdy brał ją na ramiona-postaw mnie.
A potem widząc, że to i tak nic nie daje powiedziała.
-Calkiem ciekawie.

Mark

-No to się cieszę. - Zachichotał. Uniósł ręce do góry i złapał w nie dłonie Mel.
-Bo jeszcze mi stamtąd zlecisz. - Powiedział z uśmiechem, choć miało to widoczny podtekst.

Melanie

zastanawiala się, co też chodzi po glowie Markowi, ale nie odzywala się i podziwiala okolice.
-powinieneś kiedyś spróbować-oznajmiła

Mark

-Tak, następnym razem to ja wsiądę na ciebie. - odpowiedział jej żartobliwie. Widać już było bar z tablicą 'u Sama'. Mark poprawił sobie Mel na plecach, ale nie puszczał jej rąk.

Melanie

-Chyba powinnam już zejść na ziemię.-zauważyła, widząc znak knajpy.
Wlaściwie to dziwnie się czula, gdy mark trzymal ją za dlonie, ale nic nie mówila

Mark

Przykucnął i złapał ją oburącz w pasie. Schylił głowę i przerzucił ją przed siebie. Kiedy stała już bezpiecznie na ziemi, pociągnął ja za rękę w stronę baru.

//Knajpa [ja zacznę]

Lily

/ ulica, Forks

- Czemu jesteśmy w La Push? - spytała patrząc przez okno. Nie umiała wyczuć o co mu chodzi. Trochę się bała, że może ją dostarczyć do Marianne

Gość

/ Ulice / Forks

- Bo pomyślałem sobie że, wiesz... - zacisnął dłonie na kierownicy - Jesteś juz prawie dorosła i nie trzeba cię trzymać za rączkę... - szczęka mu lekko zadrgała - Więc... O... - powiedział zatrzymując się przed jednym z domów. - Proszę. Wszystkigo najlepszego.

Lily

Słuchała tego co mówi ojciec z zaskoczeniem. Kiedy się zatrzymali nie wiedziała co powiedzieć. Zobaczyła wielką willę z basenem i ogrodem.
- Tato, to dla mnie? Nie musiałeś - łezka spłynęła po jej policzku ale szybko ją starła

Gość

George nic nie powiedział, wysiadł z samochodu i poczekał na córkę. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.

/ Dom panny Moore.