Salon.

Carlisle

-Czyli coś znowu się dzieje.- spojrzał po panach dość surowo.
-Dowiem się czegoś czy nie?

Alice Cullen

Co się dzieje, Edwardzie? Wiem, że chcecie iść do lasu... podjęliście decyzje że pójdziecie... Widziałam was w lesie... ale nie wiem po co?

- Aż taką chandrę masz? Nie zapija się problemów - próbowała utrzymać lekki ton, jednak oczy miała pełne niepokoju

Edward

Edward uśmiechnął się szeroko do Carlisle'a.
-Zamierzamy zapolować. -odpowiedział na pytanie ojcu jak i myślom Alice.

Carlisle

-Droga wolna, ale nei chodź jak burza gradowa po domu, co? Głód głodem, ale nie przeginaj.- zgarnął książkę i ruszył w stronę wyjścia.

Alice Cullen

To nie wyglądało jak polowanie... Raczej jak byście szukali kogoś, albo czegoś... Nie powiesz mi, prawda?
Wpatrywała się w Edwarda uważnie

Edward

-Postaram się nie rozwalić Ci domu Carlisle...-rzucił szorstko, jednak w jego wykonaniu zabrzmiało to dość mało wiarygodnie.
-Chcemy odnaleźć jakiegoś zabłąkanego niedźwiadka...-zachichotał sztucznie.

Carlisle

-To Twój dom też, wiesz? Powiesz mi czemu ten niedźwiadek w połączeni z jej miną mnie nie przekonuje?- podniósł jedną brew i poszedł z książką poczytać spokojnie do gabinetu. Tam rzadko kto wpada.

//gabinet medyczny

Alice Cullen

- Z moją miną? - skoncentrowała się na Carlisie - Jaką miną? - uśmiechnęła się blado - Mi się po prostu zrobiło szkoda niedźwiadka. Mogę mieć chyba chwile słabości - mrugnęła
ja Was uduszę

Edward

-Nie dasz rady.. -szepnął do ucha Alice wychodząc z salonu. Skinął dłonią na Jaspera i bezgłośnie powiedział, że poczeka na niego przed domem.

Alice Cullen

Bądźcie ostrożni, Edwardzie. Ja nie wiem co się stanie. Nic nie widzę. I to mnie dobija. - pomyślała, wiedząc, że brat jeszcze jej słucha.
-Uważaj na siebie, Jazz... - szepnęła cicho do Jaspera

Jasper Hale

Spojrzał na Alice z troską w oczach. - Nie martw się o mnie. Wrócę zanim zdążysz się zatęsknić - szepnął do jej ucha, pocałował w policzek i wybiegł przed dom.
/przed domem

Alice Cullen

- Wrócę zanim zdążysz zatesknić... - przedrzeźniła go - Akurat!
Czekajac aż dwóch nieokrzesanych łowczych wróci do domu zaczęła bawić się z chomikiem. Biedny chomiczek stroszył się i stroszył. W końcu postanowił strzelic focha w ramach protestu przeciwko pogwałceniu jego podstawowego chomiczego prawa do przebywania w miejscu, w którym chce przebywać - ten dom zdecydowanie do tych miejsc nie należał. Obrażony zwinął się w kłębek i łypał na Alice wilkiem.
-Pffff - prychnęła na niego trącając go ręką - Nie to nie!
Otworzyła barek i oczka zaświeciły jej się przeraźliwie. Chomik łypnął na nią z jeszcze wiekszym oburzeniem.- To nie dla Ciebie, Maszkaro - uspokoiła go. Nalała do kieliszka martini, zabrała kieliszek i butelkę. Zachichotała okrutnie. Wyszła z salonu uzbrojona w ten dziwny oręż. Przeszła do gabinetu Carlise'a.

//gabinet medyczny

Alice Cullen

// teren przed domem

Śmiejąc się do siebie, Alice chwyciła leżące na stoliku karty. Spojrzała na chomika. Nadal skulony patrzył na nią wilkiem.
- I co Maszkaro? Nadal masz focha? - pokazała mu język
Usiadła w fotelu przewieszając nogi przez podłokietnik i zaczęła układać pasjansa.

Jasper Hale

/w salonie

Zszedł do salonu. Postanowił poczekać na resztę rodzinki. Wyciągnął z kredensu blok oraz inne potrzebne przybory i zaczął szkicować.

Jasper Hale

Spojrzał na zegarek
- Gdzie u licha podział sie Edward, przecież miał wrócić, a go nie ma! Żeby tylko czegoś nie wywinął - prychnął. Poczekał jeszcze chwilę i postanowił jeszcze raz udac sie do lasu na poszukiwanie brata.

/w lesie

Alice Cullen

Nagle Alice zamarła w pół ruchu. Wizja. Jasper, Edward i... ktoś obcy... wampirzyca... w lesie... Zerwała się z fotela i pognała do gabinetu Carlise'a

// gabinet medyczny

Carlisle

//polana

-No to powiesz mi co tam wyprawialiście?- wszedł do salonu spokojnie bez śladów zmęczenia otrzepał koszulę z przyzwyczajenia.

Edward

-Razem z Jasperem byliśmy na polowaniu.....-mruknął wymawiając to zdanie jak jakaś starą i oklepana formułkę.

Carlisle

-No i upolowaliście nie powiem.- spojrzał na niego bynajmniej rozbawiony.
-Czemu Alice nie wzięliście ze sobą?- jakoś od tak zerknął an chomika.

Edward

-Bo nie wszędzie należy zabierać ze sobą kobiety....-uśmiechnął się łobuzersko jak już to miał w zwyczaju.

Jasper Hale

//z polany

- Carlise bylismy na polowaniu, ale nic nie upolowalismy - rzucił stojący przy drzwiach Jasper

Carlisle

-Inną wymówkę poprosze. Mów po kolei wszystkie, zebym miał wybór. Powiem Ci, która jest wg mnie najlepsza.- uśmiechnął się do zwierzaka wkładając rękę do akwarium i głaszcząc futerko gryzonia.

Edward

-Na cholerę Ci chomik? -Edward skrzywił się starając uciec od tematu tropienia wilkołaka.

Carlisle

-Bo dostałem.- rzucił spojrzenie na Jaspera.
-Macie jedną wersję, świetnie. To teraz powiecie mi czy nie? Ja rozumiem Alice panikuje, jak Esme... Może ona tym zarazą? Ale ja chciałbym wiedzieć co kombinujecie. - westchnął spokojnie, jakby z lekkim smutkiem.

Jasper Hale

Jasper spojrzał na Carlise'a z szyderczym usmieszkiem.
- Moze chce sie z nim pobawic a Ty od razu myslisz ze chce go pozrec, przeciez to jego prezent - spojrzał na brata wymownie

Edward

-Nie podejrzewałem nigdy Carlisle'a o to... że móglby bawić się jedzeniem...- zgrabnie zbaczał z tematu.

Carlisle

-Nie chcecie mówić trudno.- rzucił bynajmniej niezadowolony.
-ale czy w takim razie będę miał prawo odciąć się od waszych problemów, jak sobie ich narobicie? A ja nie bawię się jedzeniem, nei mam w planach jedzenia go.

Jasper Hale

- tak dobrze zataczaj szerokie kregi aby tylko Carlise sie nie domyslił prawdy - zadumał sie na chwile
- Obawiam sie ze jest to mozliwe - szepnał jakby do siebie

Edward

-Jasper...-jęknął Edward słysząc jego szept. Nie chciał martwić ojca.
-Lepiej pomyślmy co zrobimy z Anną...-wzruszył ramionami- Uciekła z Voltery.

Carlisle

-Moja cierpliwość ma granice.- wstał.
-Właśnie nadużywacie mojej cierpliwości.- spojrzał na nich uważnie.
-Anna jest problemem nr 2, a nr1 skrzętnie przede mną ukrywacie.- westchnął ciężko.- Dlaczego?

Jasper Hale

Jasper zmarszczył brwi.
- cały czas nie daje mi spokoju jedna sprawa...po co u licha ona tutja przylazła? Czy to naprawde był tylko przypadek i czy mozemy jej wierzyc...

Edward

-W Forks ponownie pojawiły się wilkołaki... Prawdopodobnie wiąże się to z naszym powrotem. Na razie jest ich tylko dwóch... i wiedzą o pakcie... Jednak mimo wszystko obawiamy się tego wszystkiego...- mruknął korzystając z tego, że Alice gdzieś wywiało. Poczuł się jak potworny skarżypyta. Nie miał nawet odwagi odwrócić się w stronę ojca, jednak uznał, że Carlisle powinien wiedziec.

Carlisle

no i go zatkało.
-Póki co pakt jest tolerowany. Nie zbliżajcie sie do nich zbyt często i tyle. Dziękuję, że mi powiedziałeś w końcu. A co do Anny, to nie jestem pewien co do czystości jej intencji.- teraz ze usiadł jakby nigdy nic w fotelu.

Jasper Hale

Oczy Jaspera zapłoneły gniewem
- Jak mogłes!!! Jak juz chciałes powiedziec to trzeba było delikatnie skłamac a nie tak kawe na ławe. Gdybys nie był nie był moim bratem to bym Ci kosci połamał - zazgrzytał zebami
- Carlise.- zwrócił sie do mezczyzny - tak do konca nie wiadomo jak sprawa wyglada...

Edward

Edward wbił spojrzenie w piękną, dębową podłogę i nie był w stanie odwrócić się w stronę brata. Zdrajca. Potworny, pieprzony zdrajca.

Carlisle

-Co do wilkołaków to na razie jest spokój. Jak przekroczą granicę to będziemy się martwić. Co do Anny to fakt. Upolowaliście zdobycz jak cholera.... - machnął ręką.
-Które zobowiąże się do pilnowania jej?

Jasper Hale

Jasper spojrzał na Edwarda
- Skoro on ja spotkał... to moze Edward , chociąż z jego roztrzepaniem to nie wiadomo...
Zrezygnowany dodał - jesli o mnie chodzi to w ostatecznosci..

Edward

-Nie róbcie ze mnie niańki, dobra? -warknął niechlujnie siadając na kanapie.

Jasper Hale

- Ale przeciez to Ty ja spotkałes, wiec moznaby było uznac ze masz pierwszenstwo, czyz nie? - warknął

Carlisle

-Ustalcie to między sobą.- wstał.
-A ja tymczasem idę odpocząć od was.- uśmeichnął się i polazł do swojego pokoju.

//pokój C.