Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Benjamin
Pół-wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:16, 31 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
- No po... - zaczął i skinął głową kiedy Marika sama doszła do tego kto miał być jej gościem - Tak, właśnie po niego. Zaraz przyjdzie Adam. I Adam Junior, sama mu dałaś tak na imię. Masz dwóch Adamów. Męża i syna. - kiedy obserwowałby siebie z boku wiedziałby jak kretyńsko brzmi, tłumacząc kobiecie każdy, szczegółowy aspekt jej życia, o którym teraz nie pamiętała. To ja wam mogę historię trochę pozmieniać... Co ci szkodzi żyć w bajce? Nim dobrze na tym pomyślał, wiedział że pomysł nie wypali. To było bez najmniejszego sensu na dłuższą metę - Przerzucacie go na mleko w proszku. Poza tym masz w sobie tyle leków przeciwbólowych i tych zwykłych że twój pokarm zapewne nie byłby dla niego w tej chwili najlepszy. - wytłumaczył popierając swą decyzję zgrabnym i sensownym argumentem medycznym - Tak, jasne. - powiedział kręcąc przecząco głową - Bo jeszcze ci uwierzę. - mruknął puszczając do niej oczko. Nie wiedział dlaczego, ale i jemu udzieliło się podenerwowanie Mariki. Przeklął w duchu Adama, za to że na wszystkich, nawet na niewinnych tak wpływa. Jakby spotkanie z tobą miało coś wspólnego ze spotkaniem samego szatana, albo odwrotnie, samego boga... - Niestety nie. Póki jesteś na wyciągu nie powiercisz się zbytnio. Gdybyś potrzebowała... - wskazał krótko na drzwi z boku oznaczone znanym wszystkim symbolem toalety - Musisz zawołać pielęgniarkę. Okej, jak będziesz grymasić i tak się dowiem. - powiedział przypominając sobie narzekania zasłyszane od opiekujących się pacjentami kobiet w związku z brakiem apetytu u niektórych. Ben spojrzał na nogę Mariki oceniając możliwe ślady - Niezbyt wielką. Jakąś na pewno tak, ale starałem się tak szyć, by nie była to jakaś szkarada, jak pamiątka z więzienia. - powiedział przyglądając się krytycznie opatrzonemu dziełu jego pracy. Benjamin przesunął wzrokiem po twarzy Mariki stwierdzając szczere - Nie da się ukryć, ale nie sadzę by to dla niego akurat teraz się liczyło. Przejechał całe Stany, by do ciebie dotrzeć. Tych kilku siniaków nawet nie zauważy... - pocieszył ją. Jedno wielkie niedopowiedzenie, ale w połowie całkiem prawdziwe - Nie zapominaj że on pamięta. I już od dłuższego czasu mu się podobasz. - obszedł wokół jej łóżko i stanął po jego lewej stronie. W samą porę, bo drzwi właśnie się otwarły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:42, 01 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
/ Dyżurka lekarska
Nie fatygował się tym by pukać w drzwi sali. Miał obie dłonie zajęte i tym razem nie wnikało to ze zwykłej nieuprzejmości. Trzymał Juniora, nie chciał go zostawiać dłużej z Chrisem niż było to konieczne. Zwolnił brata ze wszelakich obowiązków i nie oczekiwał od niego już jakiejkolwiek pomocy. Naparł na drzwi bokiem osłaniając ramieniem małego Adama i wszedł na salę rozglądając się zaraz po niej. Trudno było nie zauważyć Mariki, której noga, podciągnięta, wyprostowana i unieruchomiona, rzucała się w oczy z daleka. Na twarzy czarnowłosego pojawił się adekwatny do jego odczuć zbolały wyraz - Marii... - powiedział z westchnieniem podchodząc do jej łóżka - Benjamin. - skłonił się nieznacznie lekarzowi, nie reagując na jego dziwaczny wyraz twarzy - Dzięki, że z nią byłeś. - wyrzucił to z siebie na początku, bo później nie zrobiłby tego wcale. Lepiej teraz, niż pod twoim przymusem. Spojrzał na Marikę, na rozciętą wargę, która dziwnym zbiegiem okoliczności obrywała zawsze kiedy jej właścicielce działa się krzywda. Miał już coś powiedzieć ale Junior ogłosił chwilę przerwy. Odsunął od niego butelkę i otarł małe usta nasadą dłoni bo nie miał niczego innego pod ręką. Raz jeszcze spojrzał na swoja żonę i zobaczył coś czego nie powinien zobaczyć. Albo się mylił, albo patrzyła na niego jak na zupełnie obcego mężczyznę. Adam zamrugał skonsternowany i zapytał poważniejszym tonem okręcając butelkę w palcach - Mariko?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:35, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
- Dwóch Adamów? Ciekawe czy mi się nie mieszają za bardzo. - To było zagadką. Nie pamiętała przecież jak wcześniej na każdego z nich wołała. Może mieli jakiś sygnał albo coś w tym rodzaju, a różnica była prosta bo mały miał przedimek junior z czego często tak na niego mówili. Wtedy wiadomo doskonale było o kogo chodzi. - Faktycznie nawet nie pomyślałam o tym. - Wiele rzeczy zapominała, o wielu nie myślała. Nie było robione to specjalnie. Po prostu miała mętlik w głowie. Na raz dowiadywała się tylu nowych rzeczy. Ciężko jej było się w tym wszystkim połapać choć bardzo się starała jak tylko mogła. Jak na poranek to dużo się działo. Swoiście potrzebowała odpowiedniego czasu na oswojenie się z tymi myślami i poukładanie sobie to co miało być jej przydatne w dalszym egzystowaniu. - Domyślam się. Jednak strasznie ciężko jest leżeć w jednej pozycji. Toaleta? No tak będę pamiętać. - Nie uśmiechało jej się to aby ktoś musiał ją prowadzać kiedy będzie musiała za potrzebą, niestety w tej chwili nie miała innego wyboru jak na to przystać i zgodzić się na takie warunki. Cicho sapnęła pod nosem. - A tam nie przesadzaj mała dieta nie zabije mnie. - powiedziała z niejakim przekąsem, a zarazem lekkim żartem. - Czyli, że będzie to szkoda znikoma? Nie mam się o co martwić? - skoro ją uspokoił to się nie martwiła na zapas. Pożyją i zobaczą jak to będzie. Najważniejsze było to, ze żyje. A reszta to pestka. No prawie pestka. - Tak myślisz? Może i jest coś w tym racji. - Choć do końca nie była tego pewna sama nie wiedziała jak on zareaguje na nią i odwrotnie. Podążyła wzrokiem za Benjaminem, który właśnie zmienił położenie stając przy drugiej stronie łóżka, także nie widziała kto wchodził do sali. Dopiero widząc wzrok lekarza obróciła głowę w bok. Przyglądała się mężczyźnie, który rzucił jedno krótkie zdanie dziękując Benowi za opiekę nad nią. Wymówił jej imię i wpatrywał się w nią powiedziałaby, ze zasmuconym wzrokiem. A może po prostu jej się wydawało? Jej oczy po chwili spoczęły na małym dziecku będącym na ręku ojca. Nie mogła się na niego napatrzeć. Mrugała zawzięcie powiekami. Na moment obróciła głowę w bok. Musiała sobie dać chwilę. Gdy ponownie na niego spojrzała jej brwi były uniesione w górę, a czoło zmarszczone. Hm... Faktycznie trochę był podobny do opisu przyjaciela. Miał przydługie, czarne włosy, oczy w kolorze błękitu to jej się rzuciło zaraz w oczy, kolczyki w uszach przez co zmarszczyła zabawnie nosek. Był wysoki i przystojny tego nie mogła ukryć, ale dla niej był kompletnie obcym człowiekiem więc Adam nie mylił się, że tak na niego patrzyła. Mogła wyciągnąć swe dłonie po dziecko, ale wystraszona nie zrobiła tego. W jej oczach widać było strach przemieszany z nerwami. Drżącą dłonie zaczesała sobie włosy za ucho. Były do ramion. Po jej długich włosach nie pozostało zbyt wiele. Odrosną więc tym nie było co się przejmować. Cienkim, lekko drgającym głosem zadała krótkie pytanie, a dla niewiedzących co jej dolega zbijające z tropu. - Pan jest moim mężem? I to jest moje dziecko? - wskazała palcem na małego szkraba. - Bo niby opis podobny, ale pewną nie mogę być. - pokręciła delikatnie głową na boki, a po chwili splotła sobie dłonie na brzuchu zaciskając palce na sobie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Śro 17:39, 02 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:38, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Zerknął na Juniora widząc jak Marika na niego patrzy. Uznał że z ich synem wszystko porządku, nie było się czym martwić, bo nie było ku temu powodów. Uniósł lekko brew w górę nie mając pojęcia o co może chodzić. Wpatrywał się w kobietę uparcie, chcąc od niej wyciągnąć jakąś konkretną odpowiedź. Jeszcze bardziej zaczynało mu się nie podobać to spojrzenie, którym go obdarzała. Nie pasowało to do niej. Widział ją rozkochaną, wściekłą, zrozpaczoną, ale nie z takim swoistym zagubieniem w oczach. Wydawało mu się że Marika zawsze wiedziała czego chce, a teraz prawdopodobnie była niezdecydowana. Widział niewiedzę, a to nie podobało mu się ani trochę. Kiedy zadała pierwsze pytanie Adam parsknął śmiechem sądząc że tak głupio go podpuszcza. Znalazłaś sobie pytanie, jakbyś lepszego na dzień dobry nie mogła wymyślić. I tak dowiem się co się stało... Z tobą, z Jud i z całą resztą. Drugie pytanie sprawiło że zacisnął usta i pobladł silnie - Nie udawaj... - warknął mrużąc oczy. Uderzył go strach i niewiedza obecne w brązowych oczach. Spojrzał na Benjamina i wskazał na leżącą w łóżku kobietę palcem dłoni w której trzymał butelkę - Wytłumacz mi to! Logicznie. To jest ta reszta o której wspominał Chris?! - jak zwykle będąc zdenerwowanym podniósł głos, by po chwili tylko zajadle syczeć - Ta reszta, o której bał mi się powiedzieć? Teraz już nie dziwię się dlaczego. Co znaczą jej pytania? Jakim cudem moja własna żona mnie nie poznaje? Mnie ani swojego syna? Ben... - Adam spojrzał na Marikę, ale odwrócił od niej wzrok, by nie denerwować się jeszcze bardziej. Nabrał powietrza głębiej i wypuścił je powoli czując jak stopniowo cały słabnie. Wracając do karmienia Juniora, by ten nie rozpłakał mu się zaraz, wrócił i wzrokiem do lekarza, który nie wyglądał na szczęśliwego - Czekam. - powiedział dobitnie prostując machinalnie swoją sylwetkę jakby to w czymkolwiek pomagało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Benjamin
Pół-wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:44, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Ben opowiedział Marice o tym że Adamowie nie mieszają jej się wcale. Bo jak mogli, skoro jeden miał ze sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu a drugi jeszcze nie osiągnął metra? Nie za bardzo było to możliwe. Musiała wytrzymać z tym leżeniem, choć kilka dni. Pocieszył ja tym ze niektórzy musieli leżeć dłużej, więc nie miała aż tak najgorzej. Za tą małą dietę dostała po uszach. Ben kategorycznie zabronił wszelakich diet, mówiąc jej że ma jeść, za dwóch czy nawet trzech. Wiadomością o tym że jest w ciąży już nie chciał jej uraczyć teraz, kiedy i tak miała do przyswojenia całkiem sporo. Ben skrzyżował ramiona na piersi. Przyłożył jedną z dłoni do policzka obserwując z boku wchodzącego na salę Adama, który tak jak wspominała Jeanine zajęty był karmieniem Juniora. Jeśli liczył na spokój to jak zwykle się przeliczył. Knight nie należał do osób z flegmatyków. Choć brał na to poprawkę, nie myślał że będzie aż tak źle - Adam... - mruknął pod nosem, ale ten chyba go nie dosłyszał, albo nawet nie chciał. Po chwili sam upomniał się o potrzebne mu informacje. Ben chrząknął i odparł cichym, twardym tonem, którego rzadko używał na co dzień - Uspokój się i nie krzycz. Już tłumaczę. - dodał machając lekko dłońmi, choć na czarnowłosego to też raczej nie działało - Tak, prawdopodobnie była to ta reszta o której nie chciał ci powiedzieć. Na jego miejscu też bym się chyba na to nie porwał gdybym nie musiał. - wsunął dłonie w kieszenie fartucha i zakołysał się na stopach oświadczając - Marika nie poznaje nikogo. Nie chodzi tylko o ciebie. Mnie również nie poznała, ani Jeanine. Nic, ma pustkę w głowie. Totalną... To znaczy podejrzewam że wie ja pisać czytać i inne takie ale pamięć odpowiedzialna za tożsamość i wszystko z nią związane wyparowała. - wyrzucił z siebie prawie jednym ciągiem, z zatrważającą szybkością, tak ze trudno było go zrozumieć - Amnezja. - zrobił chwilę przerwy obserwując czarnowłosego z uwagą - Mamy nadzieję że to krótkotrwałe. Oczywiście będziemy starali się jak najszybciej przyspieszyć proces przypominania. A do tej pory... Cóż. - wzruszył ramionami nie wiedząc co powiedzieć. Wskazał na czarnowłosego i powiedział patrząc to na niego to na Marikę - Adam Knight. Ten choleryk to twój mąż.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:06, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Stanowczo nie podobał jej się ani ton głosu jaki używał Adam, ani to jak krzyczał, ani też to jak na nią patrzył. I jeszcze miał czelność zarzucać jej kłamstwo. Czy ona go kiedykolwiek okłamała? Nigdy. A już na pewno nie żartowała by sobie z takiego czegoś, tym bardziej będąc w takim stanie. Czy on tego nie widział? Tego jej zagubienia w oczach? I jej nie było z tym wszystkim łatwo. - Nie udaję! - również uniosła nieco głos, jednak ciszej niż jej przedmówca. Pytała bo miała do tego prawo i chciała wiedzieć. Nie było w tym nic złego przecie. - Kto to jest Chris? - zapytała zasłuchując się w ich rozmowie w którą niezbyt jednak się wtrącała. Lekarz mówił mu przecież całą prawdę. Nie pamiętała. Nie miała na to wpływu więc nie można było mieć do niej o to żadnych pretensji i żalu. - Czy mógłby pan nie krzyczeć. - Raniło jej to uszy, a głowa zaczynała boleć. Pomasowała się po pulsujących skroniach mrużąc delikatnie oczy. Chciała by to się skończyło, by on przestał krzyczeć. - To co mówi Benjamin jest prawdą. Ja nie poznaje pana, ani jego, ani nikogo. Dopiero niedawno dowiedziałam się kilku szczątkowych informacji, ale nadal nie wiem reszty... - westchnęła znów się denerwując. Przymknęła powieki mając ochotę zniknąć z tego pokoju. Czuła jak się dosłownie kurczy. - Faktycznie tak jak opisywałeś. - mruknęła z pół przymkniętych powiek oczywiście nie mając zamiaru nikogo obrażać. Choć nie mogła wiedzieć, że na Adama zapewne to zadziała. I to negatywnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:28, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Adam przymknął powieki a najchętniej gestem dłoni nakazałby Marice milczenie. Jak narazie jedynie on miał jakiekolwiek prawo do tego by głos podnosić. Przyciągnął krzesło by usiąść, bo stanie w miejscu z Juniorem na ramionach nie było wymarzonym zajęciem w takiej sytuacji. Kto to jest Chris? Otwarł usta by odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów. Nie potrafił jej wytłumaczyć tak prostej rzeczy. Usiadł ciężko trawiąc w sobie tłumaczenia Benjamina. Odbijały się o jego czaszkę a Adam starał sobie przypomnieć wszystko co kiedykolwiek słyszał na temat przypadłości jego żony. Zerknął na nią i stwierdził obojętnie - W zasadzie mógłbym. - nagle poczuł się jeszcze bardziej senny i zmęczony niż pięć minut temu. Jakby większość energii jaką w sobie magazynował gdzieś się ulotniła. Adam spojrzał na Benjamina oburzony kiedy Marika wspomniała coś o opisie jaki usłyszała - Wyjdź. Chce z nią zostać sam. - nie wypadało by lekarz mu się opierał. Adam uspokoił się prawdopodobnie na tyle by móc tu zostać, a skoro już to nie potrzebował tu nikogo. Ben wyglądał przez chwilę na takiego który zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale prawdopodobnie się rozmyślił i skinął głową - Błagam. - jęknął jednak na odchodnym - Oszczędzaj ją...
/ Benjamin -> Dyżurka lekarska
Adam nawet nie odwrócił się w jego stronę. Swoiste ukojenie dawało skupienie się na pijącym synku. W sali zapadła drażniąca uszy cisza. Po kilku minutach takiej atmosfery mężczyzna mruknął - Chris to mój brat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:46, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Najlepszym rozwiązaniem było to by milczała. To było gdzieś poza jej kontrolą i świadomością. Wolała się nie odzywać by nie drażnić własnego męża. I tak nie miała na niego żadnego wpływu. Właśnie teraz to dostrzegała. To co mówił Ben chyba nie było prawdą przynajmniej nie uważała jej za taką. Zacisnęła dłonie po bokach pościeli przymykając powieki by nie patrzeć na nikogo. Miała dość krzyku. Dość słownych przepychanek. Zacisnęła usta nieznacznie i oddychała lekko przyśpieszonym tonem głosu. Sama czuła się senna i zmęczona. Obojętne spojrzenie czarnowłosego nie spodobało jej się. No cóż skoro mu była taka obojętna to nie zamierza się wysilać. Poluźniła dłonie nie chcąc by jeszcze z dłońmi coś miała. Jednak strzelania palcami sobie nie odmówiła. Nie miała pojęcia skąd się u niej bierze taki nawyk, ale działał po części kojąco. Otwarła oczy wpatrując się wprost przed siebie. Bała się spojrzeć na własnego męża. Jego ton głosu nie wróżył niczego dobrego. Po chwili zostali sami, a w pokoju panowała nienaturalna cisza, która raniła w uszy. Jednak jeżeli miało tak dalej być to wolała ją od podnoszenia głosu i gwaru. - Rozumiem. - Dowiadywała się, ze Adam ma brata. Kolejna informacja która utkwiła w jej umyśle. Spojrzała na synka zastanawiając się nad czymś. - Mogę? - zapytała niepewnie wyciągając swe dłonie w jego kierunku. - Chciałabym mu się przyjrzeć. - powiedziała krótko i treściwie nie wiedząc co więcej powiedzieć. W końcu chyba miała do tego jakieś prawo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Śro 22:47, 02 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:09, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Adamowi zrobiło się chłodno. Krzesło było twarde, a on nie czuł się na siłach by wstać. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Przygotowywał się na coś zwykłego, o ile 'zwykłym' można nazwać pogruchotanie ciała. Na to z czym przyszło mu się teraz zmierzyć nie był przygotowany wcale. Nie miał pojęcia jak miał z Mariką rozmawiać, ani co jej teraz powiedzieć. Może i podzieliłby się jakimiś wieściami z Nowego Yorku, ale szybko uświadomił sobie ile tłumaczeń by to za sobą pociągnęło. Zrezygnował więc, przypominając sobie o tym że ma Marikę oszczędzać, do czegokolwiek to się odnosiło - Nie musisz się denerwować. - powiedział słysząc strzelające kostki delikatnych palców kobiety - Nie masz powodów. Przynajmniej kiedyś nie miałaś. - zauważył raczej jakby do siebie, bo dziwnym było by denerwowała się przez niego teraz. Święty nie był i nie raz jej nerwy szarpał, ale w tej chwili akurat wcale tego nie chciał. Adam uniósł wzrok i spojrzał na Marikę nie wiedząc czego może chcieć - Tak. Oczywiście. - odparł wstając z krzesła by pochylić się nad Hiszpanką. Kiedy nad nią zawisł przekazując Juniora musnął krótko ustami czoło kobiety. Nie była to jednak podrzędna bajka i nie przyniosło to dobrych skutków. Zaczesał włosy w tył i popatrzył na swą żonę z góry, z niewesołym, zmartwionym wyrazem twarzy. Co zrobiłaś z włosami? Kiedy ostatni raz cię widziałem miałaś dłuższe.... Nie mógł zapytać skoro ona nie znała odpowiedzi - Mały to cała ty. - mruknął porównując dwie twarze, matki i syna. I dobrze. Im mniej ma z ojca tym lepiej. Wsparł dłonie na biodrach pragnąc się o coś oprzeć. Praktycznie rzecz biorąc zaczynali wszystko od nowa, a Adam jak zwykle na pierwszym spotkaniu wypadł delikatnie mówiąc źle. Nagle czas jaki spędzili ze sobą wydał mu się nieprawdopodobnym ogromem, który gdzieś przepadł.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:47, 02 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Adam nie był w tym wszystkim odosobniony. On miał przynajmniej jedna zaletę, której Marika mu pozazdrościła. Miał świadomość i wiedział to czego ona sama nie wiedziała. To było bogactwo, które było dla niej odległe. Z czasem zapewne wszystkiego się dowie. Jednak nie na raz. Ciężko było składać wszystko do kupy. To jak układanki puzzli gdzie brakuje jej poszczególnych fragmentów. Obróciła szybko głowę w jego stronę na wzmiankę o palcach. Rozprostowała je kładąc na pościeli. Nic nie mogła poradzić na to, że się denerwowała. - Przepraszam pana, znaczy się Ciebie. Chyba mogę mówić Ci na Ty? - to raczej powinno być naturalnym. Skoro był jej mężem nie było powodów by miała robić inaczej. Musiała się przyzwyczaić do tego. - Szczerze mówiąc nie pamiętam tego jak zachowywałam się kiedyś. Pozostaje mi wierzyć Tobie na słowo. - Ta niewiedza ją dobijała. Czuła się taka wątła i krucha wobec tego co się stało. Odbierając od niego syna zapomniała przecież, ze ma nadpęknięte żebra. Usadziła go na brzuchu i cicho syknęła. Była nafaszerowana środkami przeciwbólowymi, co nie znaczyło, że w ogóle nie bolało. Musiała go unieść wyżej sadzając go sobie na klatkę piersiową. Szybko się pozbierała postanawiając, ze będzie silną. Przyglądała się tej małej istocie, która wyciągała swe drobne raczki ku jej włosom. Kiedy dorwał mały kęp jej loków i pociągnął skrzywiła się, ale nie oddała Adamowi go. Delikatnie wyplątała jego drobne paluszki z swych włosów. - Proszę, nie ciągnij. - przemówiła do niego łagodnym tonem głosu. Czując muśnięcie ustami na swym czole przez Adama zastygła. Nie cofnęła się, nie zrobiła żadnej rzeczy, ale zamarła na moment. Było to czymś nowym. Bo jak miała odczuwać coś takiego? Spojrzała przelotnie na niego i znów na syna. - Ja nawet nie wiem jak wyglądam. - rzuciła sama zmartwionym tonem głosu więc nie mogła go porównać do siebie, ale był śliczny. Miał delikatne rysy twarzy. Śliczne oczy, włoski. I wyglądał na uroczego. Przekrzywiła głowę nieznacznie w bok zapatrując się w jego twarzy i próbując sobie wyobrazić siebie, ale nikle jej to wychodziło. Bardziej tutaj przydałoby się jej lusterko. - Wygląda uroczo. - powiedziała cicho pochylając się ku dziecku i delikatnie głaskając je po główce, jak to kiedyś miała w zwyczaju. Mogła nie pamiętać, ale takie rzeczy po prostu robiła sama z siebie jak by gdzieś tam wewnątrz niej było to zakodowane. Ponownie zapadła głucha cisza. Widocznie pobladła na twarzy. Cicho wciągając i wypuszczając powietrze próbowała jakoś przez to przebrnąć. - Ja wiem, że... - odsapnęła zanim dokończyła. - To nie jest łatwe dla nikogo, dla mnie tym bardziej. I nie mogę niczego konkretnego powiedzieć, bo to wszystko dla mnie jest taką nowością. I staram się z tym wszystkim oswoić. Potrzebuję na to czasu. Nie wiem ile taki stan będzie trwał. Ben mówił, że będą robić wszystko by jak najkrócej, ale jeżeli niczego, nigdy sobie nie przypomnę? - teraz dopiero sobie to uświadamiała. To było przykre. Wygięła usta w podkówkę miziając syna po policzku dla uspokojenia rozproszonych myśli i nerwów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:40, 03 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Mężczyzna zerknął na kobitę krzywo kiedy zwróciła się do niego per 'pan'. A mówiłem, żebyś przyjechała do mnie. To nie, bo co? Oczywiście wiedziałaś lepiej... Poskromił jednak swój wzrok, bo nie chciał jej do siebie zrażać, choć podejrzewał ze pokazał w tym kierunku już swoje rozliczne talenta. Nigdy mnie nie słuchasz kiedy mam rację. - Najczęściej mówiłaś mi po imieniu. - przynajmniej miał oszczędzonych tych wszystkich pieszczotliwych określeń jakie czasami padały pod jego adresem. Nigdy jednak nie chciałby tego przez co tak się stało - Mówienie mi przez ty, jest więc jak najbardziej na miejscu. - stwierdził przyglądając się Juniorowi. Chciał go wziąć na swoje ramiona ponownie. Marikę musiały bolec pokiereszowane zebra, a mały Adam zamiast tracić na wadze zyskiwał z każdym dniem. Po chwili zawahania musiał przyznać się przed samym sobą, że nie ma takiego zaufania do Mariki jakie powinien mieć. Pomyślał też że to naturalne, bo inaczej być nie mogło - Wierz jak chcesz. Zazwyczaj... - wzruszył ramionami i dokończył - Nie kłamię. - hipokryta się znalazł. Niby co miałbym ci powiedzieć? Że uwielbiam naginać prawdę tak by mi było wygodnie a nie komuś innemu? Żyj sobie w tej niewiedzy, póki możesz. Kiedyś wszystko sobie przypomnisz. Mężczyzna przestąpił z nogi na nogę maltretując swoje palce i wyginając je we wszystkie możliwe strony - On tak zawsze. - mruknął kiedy Marika prosiła syna by nie ciągał jej za włosy - To nic nie da, za chwilę i tak zacznie. - zapewnił wiedząc o tym bardzo dobrze. Adam przyłożył zaciśniętą w pięść dłoń do ust, nieprzyzwyczajony do tego by Marika tak zamierała po jakimkolwiek kontakcie z nim. Powoli cała ta sytuacja zaczynała go irytować. Nie wróżyło to za dobrze - Jak wyglądasz...? - zapytał i wsparł dłoń na blacie szafki stojącej obok łóżka - Jak pokiereszowana kobieta. - stwierdził szczerze - Ciągle jednak też jak moja żona, co pozwala mi sądzić że nie zaszła żadna pomyłka i ten tutaj... - trącił zaczepnie placem Juniora w ramię, a mały utkwił w Adamie wzrok - Jest twoim synem. Tak. - przytaknął - Każdy mówi że taki jest. - trudno było nie usłyszeć małej nutki dumy która pojawiła się w tonie czarnowłosego. Pokręcił głową kiedy z ust Mariki popłynęła rzeka wyjaśnień, przeprosin i wszystkiego razem. Przesunął dłonią po jej głowie i powiedział - Uspokój się. Przestań się tłumaczyć. Bo to niepotrzebne. Tak... Tak się stało i kiedyś ci przejdzie. - w tym nie był mistrzem. Był jej w stanie wpoić wszystko co tylko by zechciał, ale teraz wybitnie mu nie szlo. Nie chcąc by się męczyła odebrał Marice bez słowa małego i posadził na własnych kolanach samemu też siadając na krześle - Jest zajmujący... - powiedział usprawiedliwiając się ze swojego zachowania - A masz odpoczywać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:53, 04 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
No co na nią patrzył tak krzywko? Nic nie mogła na to poradzić. Tak jakoś jej się wyrwało, nie? Poprawiła się jednak. Dostając pozwolenie mogła postarać się zwracać o niego normalnie. Może i mówiła po imieniu. Tylko kiedy to było? Starała się do niego nie uprzedzać dając sobie odpowiedni czas na to by go na nowo poznać. Cóż jednak nie dało się ukryć, że była bardziej przekonana do samego Benjamina niż do niego. To znaczy przy lekarzu zachowywała się swobodniej. - No tak, niech będzie po imieniu. - O jakimkolwiek mówieniu pieszczotliwie nie było nawet mowy. Marice by to nie przeszło w obecnej chwili przez gardło. Poza tym w czasach gdy miała normalną pamięć, a jemu nie podobały się takie określenia mógł normalnie jej to powiedzieć przestałaby. Nigdy nic na siłę. Nie musiał tego znosić tylko dla niej. Bo to trochę chore jest. Dobrze, ze tego nie pamiętała. - Pozwól, ze ocenię to w odpowiednim czasie. - chciała wzruszyć ramionami, ale nie mogła. Nie mogła teraz wydać na to żadnego werdyktu bo nie wiedziała jak było wcześniej. Czas pokaże jak jest na prawdę. Dzieliła ich widoczna różnica. Jeżeli kiedyś tak strasznie do niego lgnęła teraz trzymała się na odpowiedni dystans. - Nie ma się czym denerwować. - powiedziała zauważając kontem oka jak maltretuje swoje palce. Mówiła to samo co on jej. Przecież nie robiła mu żadnej krzywdy więc nie widziała powodu by musiał się tak spinać i stresować. W obecnej chwili i tak była bezbronna. Ileż ona rzeczy nie pamiętała, tego na przykład jak oboje tępili Howarda, ze junior nie jest dzieckiem Adama i wielu innych rzeczy. To tak jak by pół życia wymazało się bez powrotu. - Chyba to mu się strasznie podoba. - Co nie znaczyło, ze podoba się Marice. - Domyślam się. W końcu moje auto poszło do kasacji więc mogło być w okropnym stanie, a co za tym idzie ja nie mogłam lepiej wyglądać, cud, że mam tylko takie obrażenia i żyję, bo zawsze mogłabym tego nie przeżyć. - Taka była prawda i stwierdzała tylko oczywiste fakty, choć kto by chciał myśleć o tym, ze jej mogłoby zabraknąć na tym padole? Raczej nikt. - To dobrze. Jakaś pozytywna myśl. - rzuciła z przekąsem uśmiechając się blado. Jej wzrok był obłędny. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, ale jej oczy wyrażały pustkę i zagubienie. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do jego dotyku. Zjeżyła się delikatnie. Jej mięśnie się napięły. - No dobrze tyle chciałam powiedzieć i... Tak tyle... - odwróciła głowę w stronę okna zawieszając się na moment. Nim się zorientowała junior został zabrany. Nie protestowała, ale zadowolona też nie była. Chciała się nim nacieszyć trochę bardziej. Czuła się strasznie ograniczona. - Nic by mi się nie stało. Poradziłabym sobie. - odpowiedziała z niejakim westchnieniem splatając sobie dłonie na podołku. Zaczesała włosy za ucho, które opadały jej swobodnie na twarz. Wszystko w tym szpitalu zaczynało ją drażnić. A musiała tutaj spędzić dłuższy czas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:48, 04 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
On przeważnie patrzył krzywo. Nie musiał mieć wyraźnych powodów. Nie miała co się dziwić - Tak jest najlepiej. - uciął. Innych zwrotów prócz imienia i ewentualnie nazwiska nie akceptował, chyba że zwracała się do niego Marika, w ostateczności Grace. Zapadła kolejna chwila ciszy. Adam nie potrafił z nią rozmawiać. Nie miał o czym. Nie wiedział co mógłby powiedzieć. Do wszystkiego potrzebna jej była wiedza, której teraz nie miała. Mimo że Marika, jednak ciągle była Mariką i ciągle była jego żoną, wydawała mu się dziwnie odległa. Wyłapywał już te drobne zmiany, przypominała tą kobietę którą poznał w pub'ie. Niedostępną i nietowarzyską. Jego kobiecy odpowiednik - Tak, oceniaj kiedy chcesz. - chyba już znał ocenę jaką mogłaby mu wystawić. Nie było zaskakującym że dana ocena była z grona tych negatywnych, by nie powiedzieć że nawet bardzo negatywnych. Adam spojrzał na swoje palce i obrócił dłońmi patrząc na obie ich strony - Nie... Nie denerwuję się. - skłamał gładko, bez mrugnięcia okiem - Zawsze tak robię. No cóż.... Prawie zawsze. - jeszcze tego brakowało, żeby on zaczął się poważnie denerwować. Ludzkość i tak już wystarczająco cierpi, bez jego złego nastroju - Owszem... Nasze włosy są cały czas narażone na niego, chyba że zajmie się czymś innym. Wtedy choć na moment jej spokój. - po chwili zastanowienia, czując że taka wypowiedź jakoś się nie klei, pociągnął dalej mając nadzieję że nie brzmi to tak głupio jak jemu się wydawało - Jakiś czas przez niego nawet rozważałem skrócenie... - pociągnął się za czarne włosy, jak dla mężczyzny zwyczajnie za długie - Ale, jakoś nie wybrałem się do dobrego fryzjera. - potarł oczy czując się jak plotkująca baba. To zdecydowanie nie to, na pewno nie... Adam parsknął śmiechem, tym razem dość szczerym, bo przekąs Mariki i jej naburmuszenie rozbawiło go - Powiedź to Benjaminowi, będzie wniebowzięty. On uwielbia pozytywne myślenie. W przeciwieństwie do mnie. - chyba nie mylił się bardzo kiedy wyobraził sobie młodego mężczyznę całego w skowronkach, kiedy tylko Marika zaczęłaby wspominać o samych pozytywnie nacechowanych sprawach - Nie jest źle. Wierz mi... Czasem bywało gorzej. - wspomniał krótko w pamięci przywołując sobie ich wszystkie kłótnie i ostatnie dni spędzone osobno. Nie pozwolił jednak by zjadało go sumienie. Adam jak zwykle był pewien swoich racji, a wypadkowi jakiemu uległa jego żona przecież nie był winny. Czarnowłosy spojrzał na kobietę krytycznie - Wiem, że poradziłabyś sobie. - radziła sobie z gorszymi rzeczami - Ale to mnie uświadamiałby Ben gdybyś się przeforsowała. A on kiedy bierze sprawy w swoje ręce bywa nieprzyjemny. Nie ten facet. - stwierdził podtykając butelkę Juniorowi. Mały już nie chciał pić, więc odstawił ją na szafkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:50, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
A właśnie, ze miała. Skąd mogła o tym wiedzieć? Przecież dopiero co go poznawała. Nie było to niczym niezwykłym. Tak po prostu reagowała i już. - Ok, więc to niech będzie ustalone. - w tej kwestii zdała się na niego. On wyraźne dawał znaki, że nie życzyłby sobie takich określeń, a ona po prostu nie mogła tak mówić. W tej chwili było to akurat dla nich najlepszym rozwiązaniem by nie dochodziło przez to do jakichkolwiek nieporozumień. Nie umiał? Kiedyś potrafił nawet jeśli nie miała wiedzy, a teraz? Przecież sam mógłby jej coś odpowiedzieć. To uzupełniło by jej niewiedzę. No cóż ona nie będzie go o to prosić przecież nie czytała w jego myślach. I tu się może mylić. Lepiej niech tak z góry nie zakłada jak go Marika oceni bo mógłby się na prawdę zdziwić. To on sam stwarzał sobie pozory tego, że każdy patrzy na niego krzywo, stroni od niego i ocenia źle. Faktycznie może i czasem patrzyli krzywo, co kiedyś często dziwiło Marikę. To jednak nie ma nic wspólnego z sytuacją w jakiej się obecnie znaleźli. - Nie omieszkam tego nie zrobić. - Spróbowała się uśmiechnąć, ale dość żałośnie to wyszło. Jeszcze chyba nie była na tyle w stanie się rozluźnić swobodnie. Nawinęła by osobiście jakiś temat, ale nie miała jaki. Bo w zasadzie prócz tych kilku informacji jakie uzyskała nie wiedziała nic więcej. Podarowała sobie to woląc chyba milczeć. - Zawsze starasz sobie wyłamywać palce? I to bez nerwów? - parsknęła śmiechem. Po chwili odchrząknęła w zwiniętą pięść uspakajając się. - Więc jest to nawykiem bardzo trudnym do zrozumienia. - odpowiedziała już normalniejszym głosem wyzbytym z chęci śmiania się. Czy mu wierzyła czy nie było mało ważnym w tej chwili. Wysłuchała wiązanki słów na temat ich włosów lekko kiwając głową. - Ciekawe co takiego nadzwyczajnego widzi w naszych włosach? - rzuciła głucho w przestrzeń. Trochę było to dla niej dziwne, ale nie czepiała się tego. Nie lubiła tylko czuć tego bólu kiedy ciągnął za jej włosy. - Twoje chyba upodobał sobie najbardziej. - Nie powiedziała nic na temat długości jego włosów. Taką opinię wolała zatrzymać jak na razie dla siebie. - Taaaa... Raczej to kiepski pomysł bym mu głowę zawracała takimi rzeczami. Tak tylko powiedziałam. - Jak ona mogła w ogóle zapomnieć jak on się śmieje? Przecież miał taki ładny śmiech, który jej się strasznie podobał. Chyba przy niej pierwszej śmiał się tak na prawdę szczerze. - Być może. Jak mówiłam mogę się jedynie zdać na Twoją opinię. - wzruszyła ramionami poprawiając sobie wygodnie poduszkę by ją kark nie bolał. On nie był i ona też nie była winna wypadkowi. Nie można było nikogo za niego obwiniać. To był tylko niefortunny wypadek. Nikt nie miał wpływu na to co się zdarzy. - Tak już uwierzę, że poddałbyś się jego gadaniu? - Jakoś nie chciało się jej w to wierzyć. To, ze nie pamiętała nie znaczyło, że nie była spostrzegawcza. - Po czym miałabym się przeforsować? Po chwili trzymania syna na rękach? Bez przesady. - Czasem powinna chyba swoje zdanie zatrzymać dla siebie, ale po prostu nie lubiła takich rzeczy. Miała jeszcze o coś zapytać, ale w tym momencie do pokoju wjechała pielęgniarka na wózku wioząc jej śniadanie. Bez słowa odebrała je od niej dziękując skinieniem głowy. Kiedy tylko wyjechała postawiła je na szafce nawet nie chcąc na nie patrzeć. Nie była głodna jak już mówiła Benjaminowi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:08, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Adam skinął oszczędnie głową zżymając się w duchu na samego siebie. Nie, nie umiał. Owszem, kiedyś było inaczej. Marika miała świadomość swojej osoby. Znała swoje pochodzenie, znała ludzi którzy ją otaczali. Co miałby jej opowiedzieć? Jak się poznali? Trzeba by było wspomnieć o Aaronie. Trzeba byłby powiedzieć o ich stłuczce. O Martinie. Burdelu. Normanie. O urodzinach jej kuzyna. O tym jak zamieszkali obok siebie. O Inez i Eliasie. O Judit. O Grace. O Sobh. O Nowym Yorku. O jej związku z adwokatem. Nie umiał tego zrobić ot tak sobie, jakby pstryknął palcem. Chciałaby się tego wszystkiego teraz dowiadywać? Patrząc na to z boku jej życie momentami nie było przyjemne. Ciekawe czy Marika gdyby miała stanąć na miejscu Adama wszystko wyrecytowałaby mu od ręki? Byłoby jej łatwo? Raczej nie. Był tylko człowiekiem, nie potrafił wszystkiego, tym bardziej że dla obojga sytuacja była całkowicie nowa. Mężczyzna nigdy nie był zbyt wylewny, a to że teraz Marika wzbraniała się przed nim wcale nie pomagało. Nie mógł się mylić. Był przyzwyczajony do tego że zazwyczaj stwarza pierwsze wrażenie negatywnym. Z resztą co takiego pozytywnego by w nim zobaczyła? Niewiele - Nie. - odpowiedział Adam z krzywym uśmiechem na ustach - Powiedźmy że ja je gimnastykuję. Teraz właśnie przyszła pora na taką codzienną porcję ćwiczeń. - ale wymyślał. Nic lepszego nie przyszło mu do głowy, a starał się by jego odpowiedź brzmiała możliwie jak najrozsądniej. Nie znosił niedorzeczności w swoim wykonaniu - Nie, nie jest. To znaczy akceptowałaś to zazwyczaj. - uświadomił Marikę - Dawałaś mi milion ostrzeżeń o tym że będę miał je krzywe i tak dalej, ale w końcu jakoś zawsze dochodziliśmy na tym podłożu do porozumienia. Tak, wyobraź sobie że zawsze jakoś się ze sobą zgadzaliśmy. Niemożliwe wręcz. - mężczyzna wzruszył ramionami wpatrując się w główkę Juniora siedzącego mu na kolanach i miętoszącego w małych dłoniach brzeg jego marynarki. Nie wiedział co też takiego upodobał sobie we włosach mały Adam - Nie. - zaprzeczył krótko - Twoje. Przed wypadkiem miałaś dłuższe... Takie. - wychylił się w krześle i przesunął palcem po ramieniu Mariki mniej więcej jakieś pięć centymetrów nad łokciem - Moje nie liczyły się za bardzo, kiedy byłaś w pobliżu. - Adam oparł się wygodniej i pokręcił przecząco głową instruując Marikę w sprawie ich znajomego lekarza - Zawracaj. On naprawdę tak lubi. Ciągle żartuje, nawet bez większego powodu. Potrafi rozbawić błahą opowiastką o herbacie, czymkolwiek. - rzucił pierwszy lepszy przykład który przyszedł mu do głowy - Przyjdzie tu i będzie ci suszył głowę, byś z nim pogadała, zobaczysz. Z ulgą pewnie powitasz mnie i moją zwięzłość. - podejrzewał że tak będzie. Przecież lubiła się śmiać, ale zawsze miała jakąś granicę po której już nie chciała tego robić. Adam pokiwał głową i odparł - Uwierz. W końcu chodzi nie o mnie, czy o kogokolwiek innego, a o ciebie. A nie chciałabym by coś jeszcze ci się stało. Dosyć już. Wolałbym się zastosować, w końcu on wie lepiej. Nie jestem lekarzem. - zakończył podbierając Juniorowi materiał sprzed ust - Zęby. Wszystko zaczyna pogryzać. - mruknął zerkając na Marikę zza czarnych włosów - Masz potłuczone żebra. - wyjaśnił cierpliwie - Pewnie jesteś na proszkach, więc nawet tego nie czujesz. Normalnie bolą przy każdym ruchu i oddechu. W końcu klatka piersiowa jest ruchoma. Popatrz na siebie, chyba nie zabandażowali by cię gdyby nie musieli, prawda? - ten krótki wykład wzięty żywcem z Benjamina przerwała pielęgniarka. Adam bez słowa spojrzał na tacę którą odstawiła jego żona. Otwarł usta by coś dodać ale zrezygnował, bo wiedział że mało wskóra.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:00, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Nie, nie to nie miało tak być. Przecież nie chodziło o to by opowiadał jej wszystko na raz, bo nikt chyba nie był w stanie tego zrobić. On nie umiałby mówić, a ona nie umiałaby słuchać. Wtedy było by za dużo jak na jeden raz. Wszystko by jej się mieszało. Tutaj raczej chodziło o to by od czegokolwiek zacząć, chociażby i drobnej rzeczy. Co dzień w jakiś sposób mógłby jej pomagać by odzyskała pamięć, przecież to chyba nie byłaby wygórowana prośba? Korona za to z głowy by mu nie spadła. Oczywistym było że jej życie było wcześniej dość skomplikowane wiążące się z wieloma osobami. Czasami człowiek pewnych rzeczy nie chciał pamiętać, ale całkowity zanik pamięci też nie był dobry. W tym czasie największym pragnieniem jakie się ma jest jego odzyskanie. Nikt chyba nie lubił żyć w niewiedzy, która człowieka wyniszczała psychicznie. Marika widziała teraz niewiele, a jednak potrafiła jako jedyna dostrzec w nim coś pozytywnego. Za czasów kiedy się dopiero poznawali to ona mu prawiła komplementy. Ona starała się mu wpoić, ze jest dobry, że dzięki niemu ona chce żyć. On ją wyciągnął z dołka i dał jej szczęście. Nawet tego nie pamiętała, że tak broniła go przed własnymi rodzicami. Przecież wzajemnie się dopasowywali swymi cechami. I swego czasu jedno nie mogło żyć bez drugiego. To, że teraz o tym nie pamiętała nie znaczyło, że to minęło bezpowrotnie. To gdzieś tam w głębi było uśpione. Jednak nie zniknęło. Potrzeba było jedynie czasu na oswojenie się z tym. I czasu na wyleczenie. Czy Adam potrafił być taki cierpliwy? Tego nie wiedział nikt. - Ach gimnastykujesz. Rozumiem. Tak, bo to prawda. Od wyginania palców można je mieć na starość krzywe. - skrzywiła się nieznacznie widząc to na swój sposób. No, ale skoro to akceptowała to nie miała się o co przyczepić. Wzdrygnęła się kiedy poczuła jego dotyk na jej ramieniu. Bo to było za razem takie dość przyjemne, a z drugiej strony zaskakująco dziwne. Dłonią dotknęła swych włosów by sprawdzić ich długość. Były do ramion. - Czyli, że je obcięłam. - bardziej stwierdziła niż zapytała. Nie pytała dlaczego to zrobiła uznając to za głupie pytanie. - Cóż teraz ma trochę bardziej ograniczony dostęp zważając na długość moich włosów. - I tak podejrzewała, ze póki co nie będzie mogła go brać na ręce. Wiecznie na proszkach jechać nie będzie. - Tak zauważyłam, ze jest bardziej typem człowieka radosnego. Czasami nawet dobrze mieć pozytywny pogląd na świat, ale na dłuższą metę to nie wiem czy bym potrafiła wciąż chodzić uśmiechnięta od ucha do ucha. Z tym się raczej trzeba urodzić. - Ona na pewno do takich osób nie należała i całe szczęście. - No, no to się jeszcze okaże. Zawsze mogę poudawać, ze śpię, albo faktycznie zasnąć. - wszystko było możliwe, a gdyby sobie chciała znaleźć jakiś powód do wykręcenia się z rozmowy to by go znalazła lub w prost powiedziała, że nie ma ochoty rozmawiać. - Przecież wiem o tym. To, że jestem na proszkach tylko załagadza ból, ale nie niweluje go całkowicie, a przynajmniej jeżeli chodzi o żebra. Gorzej być chyba nie może niż już jest. - przynajmniej taką miała nadzieję. Dając już spokój temu sama wolała się zastosować do słów lekarza by raz nie mieć przechlapane, a dwa by jak najszybciej się wyleczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:33, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Czarnowłosy to wszystko doskonale rozumiał. Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, po wieściach jakie zaserwował mu Ben zaczął się ze wszystkim oswajać. Problemem był punkt zaczepienia od jakiego mieliby zacząć. Tego nie umiał znaleźć. Bo mógł być cierpliwy. Nie miał obok siebie obcej kobiety, tylko taką którą znał dość dobrze, przy której przebywał większość czasu, którą kochał. Dla niej mógł się zdobyć na czekanie. Jak tylko długo będzie trzeba, w końcu sam wpoiłby jej wszystko raz jeszcze gdyby zaszła taka potrzeba. Adam nie wiedział tylko od czego zacząć. Każdy początek w jego wykonaniu jest trudny, teraz było chyba podwójnie trudno, bo musiał myśleć i za siebie i za Marikę - Wcale nie. - odparł z błyskiem w oku który wskazywał na to że jest gotów obstawać przy swoim - Przeczytałem kiedyś najnowsze badania w tym temacie i... - strzelił kostkami z satysfakcją, wyłamując dokładnie każdą z nich - Naukowcy zaprzeczyli by miało to jakikolwiek związek ze skrzywieniem ich w późniejszych latach. - oświadczył próbując teraz nimi zainteresować Juniora, który szukał sobie zajęcia. Chłopczyk zaciekawił się złotą obrączką, którą bezskutecznie próbował ściągnąć z palca ojca - Tak, byłaś u swoich rodziców w Hiszpanii. - pomyślał że Marice należy się trochę więcej wyjaśnień. Starała się uzupełnić tą jej marną wiedzę czując się beznadziejnie, bo nawet dobrze nie wiedział co ona tam robiła dokładnie - Sama z małym, ja jak ci już pewnie powiedzieli byłem w Nowym Yorku i przyjechałem dzisiaj. - uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową zgadzając się z Hiszpanką - Masz rację. On się z tym urodził. On i Jeanine. W zasadzie to dobrze. Znając ich historię, każdy już dawno by się załamał. Jest wesoło. Ale zazwyczaj wie, kiedy przystopować. - wspomniał przypominając sobie ile razy sam upominał Benjamina by już dał sobie spokój z tym wszystkim - Przy nim nie zaśniesz. Strasznie lubi mówić, a najgorsze to że mówi do rzeczy. Nie nudzi. - Adam poddający teraz swoją dłoń żądaniom Juniora patrzył z dość zabawną miną jak malec majta nią na lewo i prawo. Zawsze może być gorzej. On chyba nigdy na nic nie patrzył optymistycznie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:00, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
No oczywiście, że jest trudno. Nikt nie mówił, że kiedykolwiek przecież będzie łatwo. To było jasne, że ciężko jest znaleźć jakiś punkt zaczepienia od którego można by było wystartować. Potrafił poczekać? To bardzo dobrze. To dobrze wróżyło. Bo z przykrością mówiąc były takie osoby, które nie były na tyle cierpliwe i gdy dochodziło co do czego zawijały się zostawiając tą drugą osobę. Świetnie, że Adam nie należał do gatunku takich osób. I widać? Jakaś pozytywna cecha jest. Ktoś kiedyś mówił, że cierpliwość podobno jest cnotą. Tylko to zależy od tego ile się czeka i na co lub na kogo. W końcu na pewno z tego wyjdzie. Tak miał czasem problemy z początkami nie przyzwyczajony do tego by z kimkolwiek dzielić się czymkolwiek. Kiedyś przecież Adam nie znając jeszcze Mariki żył inaczej. W pewien sposób ona mu ten świat wywróciła do góry nogami. Czy jednak którekolwiek z nich źle na tym wyszło? - Tak? Badania, badaniami, a rzeczywistość jest rzeczywistością. I od zarania dziejów jest tak, ze to co nie działa na jedną osobę nie znaczy, ze nie będzie działać na drugą. - Nie można było jednej rzeczy dostosować do wielomilionowej społeczności. On miał na ten temat swoje zdania, a ona swoje. - W Hiszpanii? - Ben mówił, że są przecież w Forks. - Ale na stałe mieszkamy w Forks? Moi rodzice tam mieszkają? Nie wiedzą, ze jestem w szpitalu? - wolała aby raczej nie wiedzieli. Po co martwić kolejne osoby. - Tak mówiono mi, że pracowałeś tam. - nie mogła w tej chwili racjonalnie ocenić odległości między tymi dwoma miejscami dając sobie z tym spokój. - Tak? To chyba dobrze jak jest wesoło? - może będzie miała okazję się o tym jeszcze przekonać. - pokiwała lekko głową. Popatrzyła na herbatę znajdującą się w kubku i na jej widok się skrzywiła. Wzięła ją do ręki i z zabawnym wzrokiem jej się przyglądając, a na jej twarzy widoczne było oburzenie. Herbata wyglądała na średnio zaparzoną. Upiła z niej łyka i odstawiła ją na szafkę następnym razem życząc sobie bardziej zaparzoną. Nie skomentowała tego nie chcąc wyglądać na wybredną. Swoje jednak Adam widział. - Więc można stwierdzić, że mądry z niego facet, a zarazem zabawny. Muszę to zobaczyć. - kąciki jej ust nieznacznie drgnęły w górę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:32, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Ktoś kiedyś chrzanił o tym że cierpliwość jest cnotą. To była jedna z mało przydatnych, kłamliwych prawd rzekomo życiowych. Adam bardzo rzadko wykazywał cierpliwość, bywał popędliwy i impulsywny. Jednak jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak by cokolwiek przez to stracił. Musiał się naprzepraszać, ale tylko Marikę. Na reszcie mało mu zależało, uważał ze bez nich sobie poradzi. Jak zwykle. Sumienie też dało się zagłuszyć. Pozytyw? Dbanie tylko i wyłącznie o własne interesy? Zależy jak na to spojrzeć - Mariko... - zaczął z westchnieniem. Teraz mógł z nią rozmawiając o czymś co nie wymagało zbyt wielkiej wiedzy o jej przeszłości. Wymieniali wzajemnie poglądy, a to już Adamowi odpowiadało. Starał się też nie za bardzo narzucać Marice swojego zdania. Jeszcze tego brakuje byś i ty miała tak spaczony światopogląd jak ja. Kiedyś niezbyt to szanował i za wszelką cenę nawróciłby ją na swoją wiarę. Nauczył się doceniać kompromisy - Nie sądzisz chyba ze badania przeprowadza się tylko na jednej osobie, prawda? Zawsze jest jakaś grupa. Spora grupa, pewnie jeszcze w różnych przedziałach wiekowych, różne zawody... Bo przecież informatyk to całkiem inna bajka od... - wzruszył ramionami - Budowlańca. Tak, w Hiszpanii. - potwierdził i rozwinął jeszcze bardziej - Owszem, my mieszkamy w Forks. Twoi rodzice jednak są w Europie. Stamtąd pochodzisz. Madryt. Albo okolice. Siostrę ci już podaruję. - mężczyzna pokręcił przecząco głową. Inez i Elias nic nie wiedzieli i lepiej żeby nie wiedzieli. Kogo jak kogo ale teściów to Adam teraz za nic w świecie nie chciał gościć. Skinął głową jednak bez przekonania - Czasem aż za wesoło, ale tacy już są. Trzeba się przyzwyczaić. - stwierdził wiedząc że jemu samemu szlo to opornie i chyba jeszcze tak do końca tego nie zrobił. Adam obserwował Marikę i jej mimikę kiedy zabierała się do herbaty jakby była jakimś obrzydliwym robakiem - Wieczorem... - mężczyzna nie wyglądał na najświeższego, a już na pewno nie na takiego który wytrzyma w szpitalu do wieczora. Musiał zaliczyć spotkanie z własnym łóżkiem a Junior z łóżeczkiem - Przyniosę ci coś na kolację, jeśli chcesz. Wiem, że na tym... - obdarzył niezbyt przychylnym spojrzeniem jej posiłek - Nie pociągniesz zbyt długo. Myślę że Ben nie będzie miał nic przeciwko. Ty też nigdy za dużo nie narzekałaś na moją kuchnię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:10, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Tak, chrzanił faktycznie. Nie zawsze jednak się da być cierpliwym,a gorzej dla tej osoby, która nie potrafi nią być. Bo na przykład w takim urzędzie rzecz biorąc jak kobiety się strasznie ociągają z obsłużeniem innych to ktoś ma prawo stracić cierpliwość, ale to raczej mało się ima do tej sytuacji. Tutaj chodziło o całkowicie coś innego. Nie stracił jak do tej pory co nie znaczyło, ze nigdy się to nie zdarzy. Raz wysnuł pod wpływem zasłuchanej ploty od dziewczynki pochopne wnioski, ocenił Marikę i mogło się to skończyć bardo źle utratą bliskiej mu osoby. Czasem jednak warto się zastanowić na spokojnie i wtedy podjąć decyzję jak i też warto wysłuchać zdanie drugiej osoby. Przecież nikt na tym nie utraci, a jedynie może zyskać. Tutaj nie chodziło o dbanie o własne interesy. Bo nie dbał tylko i wyłącznie w własnym interesie. To się również tyczyło Mariki. Choć z drugiej strony gdyby na to spojrzeć mogło tak być. Jego interesem mogło być to, ze chciał ją odzyskać, a co za tym idzie starał się wszystko zrobić by tak właśnie było. - Nie, oczywiście, ze nie. Jednak pomyśl sobie takie badania przeprowadzone nawet na tysiącu osób z pośród milionów? Nie możesz powiedzieć, ze każdy zareaguje tak samo. Nawet jeżeli chodzi o przedział wiekowi. Nie mówię, ze wszyscy i że większość, ale na pewno znalazłaby się taka osoba, której by to szkodziło. - Tego raczej się nie dowiedzą, bo wiadomo skoro robią badania to bardziej zależało im na tym by było więcej pozytywów niż negatywów. - Madryt? No tak nie zawsze mieszka się blisko własnej rodziny. - Dobrze, że tak było. Gdyby pamiętała na pewno nie zgodziła by się na to aby mieszkali blisko jej rodziców. Jak to się mówiło z rodziną najlepiej wychodziło się na zdjęciach. - To dobrze. Wolę by nie wiedzieli. Nie mam kompletnie ochoty na jakiekolwiek dodatkowe wizyty i na tłumaczenie co się stało. - Chyba nikt nie miałby. Lepiej było pozostawić to jak jak było teraz. A ona potrzebowała spokoju. - Pewnie tak. I tak nie mogę się stąd ruszyć więc zapewne nie raz będę na to narażona. - powiedziała z niejakim śmiechem. Więc i pewnie ona będzie musiała się przyzwyczaić. - To nie o to chodzi. Ta herbata... pozostawia wiele do życzenia.. Moje receptory smakowe jej nie akceptują. Jest słaba. Wolę mocniejszą. - pokiwała głową. Tak jedzenie szpitalne zawsze było skąpe. Lepiej było mieć coś własnego. - Jeżeli chcesz. Nie mam nic przeciwko temu. Domowe jedzenie zawsze jest lepsze od szpitalnego. - rozłożyła dłonie bezradnie na boki. Tak nie spodziewała się przecież by Adam tu tkwił cały dzień, a i ona też będzie musiała zażyć snu. Teraz potrzebowała jak najwięcej odpoczywać. To chyba jednak było zrozumiałe. Nie było czemu się dziwić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:45, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Ciekawe że wyciągała dziś na wierzch wszystkie rzeczy o których teraz pojęcia miała nie mieć. Nudziło jej się aż tak bardzo, czy co? Tak, wina wszelka zawsze spoczywała na barkach Adama. Już się przyzwyczaił - I co z tego że to jest tysiąc w porównaniu do miliona? Ludzie są wybierani przypadkowo, tak by wynik wyszedł wiarygodny. To chyba jasne że nie zbadają wszystkich. - stwierdził tłumacząc jej jak Jean - Biorą z tego średnią i mają wynik. W tym wypadku mówiący o tym że wyłamywanie palców nie wpływa na nie negatywnie. - zakończył, nie biorąc pod uwagę nawet że Marika nadal może ciągnąć swoją śpiewkę - Tak, ciągle mamy się tam wybrać, ale jakoś nigdy nie możemy. - mały szczegół, że Adam nie za bardzo chciał się tam pokazywać. Był dziś wybitnie układny i objaśniał swojej żonie podkoloryzowaną, ciepłą i pozytywną historię jej życia. Najwyraźniej nie chciał by czymkolwiek się troskała - Tym się nie martw. - uspokoił ją tłumacząc dalej - Są zapracowani. Byli u nas tylko raz, kilka miesięcy temu, na ślubie. Twoja rodzina prowadzi winnicę. - połaskotał Juniora by przestał maltretować jego palce, co przyniosło raczej odwrotny efekt niż ten który chciał osiągnąć. Mały zaśmiał się po swojemu szczypiąc skórę czarnowłosego bezboleśnie - Nie wiem po kim to ma, sadysta mały. - mruknął pod nosem ten większy, zapewne czysty jak łza - Nie miałaś przed Benjaminem oporów. Zapewne się już pochwalił przyjaźnią jaka was wiąże? - zapytał retorycznie wiedząc że lekarz na pewno o tym wspomniał, bo nie przeżyłby bez tego - Nie dopuści do tego byś się nudziła, kiedy on będzie miał chwilę wolną. Jak nie on, to Jean... Ubóstwia cię. - machnął lekko dłonią. Nie miała się nudzić, chyba że nastąpiłby jakiś mały kryzys w szpitalu - Ach tak... Cóż, jesteś na szpitalnym wikcie, a tu nie przykładają się do herbaty. Do jedzenia też nie... Przestań mnie gryźć. - spojrzał z góry na Juniora wyplątując swoje palce z jego. Chłopczyk zakolebał się chcąc dostrzec ojca. Adam pokręcił głową i przytrzymał go wiedząc że zaraz zacznie wierzgać - Postaram się coś przynieść, zależy co zostało w lodówce. Chyba że kogoś do sklepu się wyśle. Szkoda że nie ma tej różowej małpy pod ręką. Hm... Chris i tak nie pójdzie już do szkoły dzisiaj...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:07, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Bo nie miała pojęcia. To takie dopowiedzenia jakie miały miejsce dawno temu, a o jakich zapomniała. Coś co mogłoby podeprzeć to co się miało na myśli. Mniejsza z tym. - Dobra już dobra Ty masz swoje zdanie, a ja swoje i jakoś nie mam sił się teraz z Tobą spierać na ten temat. - Oczywistym jest, ze winnym przypadku nie popuściła by tego. Teraz jednak nie warto było się spierać o taką głupotę, co nadwyrężało jej szare komórki. Od tego czuła się jeszcze bardziej senna i wyczerpana. Ziewnęła zakrywając dłonią usta. - No teraz to już na pewno w najbliższym czasie się tam nie wybierzemy. Chyba przeżyją, prawda? - musieli. Jeżeli trzeba było to puści się kłamstwo, ze wszystko jest w jak najlepszym porządku. Na pewno nie mogli się tutaj zjawić. O tym, ze są zapracowani słuchało się lepiej. To akurat raczej ich wykluczało by mieli ochotę się tutaj wybrać. - To dobrze. Nie zjawią się tutaj. Wolę by to wszystko było ograniczone do minimum. - Może to głupie, ale tak właśnie wolała. Spojrzała na syna, który zaczepiał jej męża. - Ja na pewno tym bardziej. - wzruszyła ramionami nie mając bladego pojęcia. - Musi się czymś chyba zająć. - to jedyne jej przychodziło do głowy. - Poniekąd coś tam wspominał. - kiwnęła głową przykładając ją do poduszki. Od trzymania ją w nienaturalnej pozycji bolał ją kark. Przymknęła na moment powieki znów ziewając. - Tak, czuję, ze mało co będę spędzać sama czas. - Sama nie wiedziała czy będzie jej to odpowiadać czy też nie. Później się nad tym zastanowi. - Tak tyle ludzi kto by się tym przejmował. - na pewno nikt. Dają to co mają i już. A czy to komuś odpowiada czy wystarcza to inna kwestia. - Nie jestem wymagająca raczej. I tak słabo z moim apetytem. Póki co nie czuję się głodna. - poprawiła pościel jaką była okryta. Od ciepła okropnie zachciewało jej się spać. Ziewała raz po raz zasłaniając usta dłonią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:34, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Adam uśmiechnął się tryumfalnie, jak miał w zwyczaju zawsze wtedy kiedy zyskiwał jakieś ustępstwa dla swojej osoby. Potrafił to jednak zrozumieć. Marika miała pełne prawo być zniechęconą czy zmęczoną. Nawet kiedy była w pełni sił mogła nie mieć ochoty wykłócać się ze swoim mężem o to które z nich ma rację - Tak... - stwierdził błogosławiąc w duchu decyzję kobiety - Przeżyją. Im mniej widzi mnie twój ojciec tym lepiej dla wszystkich, dla mnie, dla ciebie i twojej matki. Zapewne nie będą nam mieli tego za złe. O ile nic gorszego się nie stanie. Musze dorwać Jud. - zerknął na Marikę sceptycznie. Nie mógł powiedzieć że jest zaskoczony tym minimalizmem, ale dziwnie się słuchało że kobieta nie chce tego czego zazwyczaj nie miała, bo z rodzicami kontaktowała się bardzo rzadko. Prawie wcale. A ja wiem po kim to ma. Po ojcu. Tylko którym? Czarnowłosy już dawno uznał że biologiczny nie ma nawet najmniejszych praw do Juniora, więc odpowiedź nasuwała się sama. Mały niczym się nie przejmując, jak podejrzewał Adam, zaczął teraz kopać i wierzgać dopraszając się by podciągnąć go w górę. Mężczyzna uczynił to i junior chwiejnie stanął na jego udach patrząc w dół, zapewne zastanawiając się tą nieznaczną zmianą perspektywy. Zapiszczał przy tym z radością, a Adam syknął na niego widząc jak Marika jest zmęczona i zbiera się do tego by odpocząć - Nie wątpię. - kogoś tutaj zawsze przywieje. Choćby i tego kto siedział przy łóżku teraz i starał się uspokoić rozbrykanego berbecia. Adam posadził go na ramieniu woląc już by ciągnął go za włosy - Ty w szpitalu rzadko czujesz się głodna. zauważył rozsądnie - Ale musisz coś jeść bo nie wyzdrowiejesz do Gwiazdki. - stwierdził na wpół jej grożąc, na wpół przetrzegając. Pewnie i krztyna prośby tam się znalazła. Ziewanie było zaraźliwe i jemu tez się udzieliło. Wstał przytrzymując przy sobie małego. Popatrzył z góry na leżącą kobietę i pochylił się by zrobić to co na początku. Miał nadzieję że teraz nie wzdrygnie się kiedy poczuje jego usta na swoim czole. Choć nie zdziwiłby się ani trochę - Śpij. - mruknął prostując się. Odstawił krzesło na bok i wyszedł trzymając w drugiej dłoni butelkę z resztką mleka. Kiedy pojawił się na korytarzu odetchnął czując jakby uwolnił się od czegoś ciężkiego.
/ Dyżurka lekarska
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:03, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Jego uśmiech brała za normalny. Po prostu nie wyłapała tego, albo nie dostrzegała jeszcze tego jak rozróżniać jego mimikę. Dawniej od razu by się na tym poznała, a teraz nie widziała w nim niczego nadzwyczajnego. A może po prostu była zbyt zmęczona by cokolwiek dostrzec. - Na pewno. Tak to już jest, że dzieci wyfruwają z gniazd i mają słabszy kontakt z rodzicami. - rzekła w na wpół przytłumionym głosem pomiędzy jednym ziewnięciem, a drugim. Nie potrafiła tego opanować. Jej mięśnie zrobiły się strasznie wiotkie. A umysł? Po prostu przygotowywał się do snu. Jeszcze nie nabrała w pełni sił po wypadku. Ni zacznie lepiej prosperować zapewne upłynie sporo czasu. Najbliższe dni raczej będą się zapowiadały na ciągłym odpoczynku i funkcjonowaniu między jedną drzemką, a drugą. Z drugiej strony zaś to lepiej. Podczas snu ciało się regeneruje, co mogło jej jedynie pomóc. Głośniejszy pisk dziecka po dziesięciokroć odbił się w jej czaszce. Przymknęła silniej powieki by ból w czaszce czasem nie powrócił. Jeszcze tego by jej teraz brakowało by zamiast zasnąć musiała się z nim męczyć. Jednak nie dziwnym było by mały robił inaczej, przecież był niczego nie świadomym malcem, który nie rozumiał co się z jego matką dzieje. Tym bardziej żadne z nich nie było świadome, że junior za kilka miesięcy nie będzie sam. To jednak póki co czas odległy. - Więc jestem tutaj nie pierwszy raz - To jedyne jej się nasunęło na myśl ale nie otrzymała odpowiedzi. Za to dostała mały nakaz. Tego nie lubiła na pewno. - Nie powiedziałam, ze nie będę jadła nic. Po prostu w tej chwili nie czuję głodu. - odrzekła przyciszonym tonem głosu. Nim się zorientowała Adam stał już na równych nogach zbierając się do wyjścia. Nie zatrzymywała go. Kiedy ją ucałował, nie skrzywiła się, po prostu mało co czuła. A w tym momencie nie miała siły nawet protestować czy coś podobnego. - Postaram się. - odpowiedziała po chwili. Kiedy wyszedł zamknęła oczy. Chciała pomyśleć o tym wszystkim o czym się dowiedziała, ale sen wziął nad nią górę. Po chwili odpłynęła oddychając miarowo. Na rozmyślania jeszcze będzie miała czas. Najważniejszy jest sen.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:45, 01 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Marika obudziła się najprawdopodobniej po ośmiogodzinnej 'drzemce'. Tak przynajmniej wskazywał zegar na ścianie na którego w tym momencie zerkała jeszcze niezbyt przytomna. Oderwała od niego spojrzenie nie chcąc patrzeć jak tyka, jak wskazówki wolno przesuwają się bo białej tarczy odmierzając każdą minutę zamieniającą się w godziny. Zerknęła na okno. Było już dość późno. Słońce za horyzontem powoli skłaniało się ku zachodowi. Dochodziło bardzo późne popołudnie. Sapnęła cicho próbując się poruszyć, ale jej mięśnie odmawiały posłuszeństwa. To tak jak by ktoś jej ciało zalał cementem i stężał do tego stopnia, ze stała się kamienną figurą. Próbowała skojarzyć gdzie jest odrywając wzrok od okna i bezwiednie rozglądając się po sali. Przypomniał się jej sen, który wydawał się być tak oczywisty i tak realny, ze aż do tej poru czuła ciarki na ciele, a na samą myśl o tym dostawała gęsiej skórki. Otrząsnęła się chcąc o tym zapomnieć jak najszybciej. Przetarła sobie dłonią twarz. Czuła jak ją piecze. Przespała popołudniowy obiad. Była głodna, sfrustrowana i przygnębiona. Po pokoju rozległ się odgłos burczącego brzucha. Na jej policzki wypłynął różowy pląs przypominając rumieniec. Zawstydziła się tym bardzo. Na szczęście w środku nikogo nie było. Oddychała bardzo ciężko. Wyciągnęła swą bladą dłoń w stronę szklanki, która stała na stoliku. Wyglądała na wątłą i słabą. W buzi miała tak sucho, że jeżeli zaraz się nie napije to po prostu wyschnie na wiór. Przyłożyła do obolałych ust zimne szkło wypijając niezbyt smakowity płyn, który ten niesmak pozostawił w jej ustach. Skrzywiła się odstawiając szklankę na swoje miejsce. Nie mając co robić zaczęła rozmyślać o tym co się dziś dowiedziała. Te myśli kłębiły się w jej przyćmionym umyśle nie chcąc za nic ułożyć się w całość. To ją denerwowało. Czułą się tym okropnie zmęczona. Pomimo tego, że spała nie odpoczęła w ogóle. Te koszmary jej na to nie pozwoliły. Wykańczały ją. Wszystko ją bolało zwłaszcza żebra i noga. Zerknęła w jej stronę przechylając głowę z boku na bok jak by chciała nabrać właściwy kąt do tego by lepiej jej było cokolwiek dostrzec. Rana jaka tkwiła na jej nodze nie poprawiła jej w żaden sposób nastroju. Już zapomniała o tym co mówił jej lekarz, że nie powinno zostać za dużo po tym śladu, ale co z tego? Skoro nie to było jej największym problemem raczej zdawała się tego nawet za bardzo nie dostrzegać. Martwiło ją coś innego. Czuła się naga, obdarta z jakiejkolwiek osobowości. Wiedziała, że nazywa się Marika Knight, jest mężatką, ma syna, ma przyjaciół i co dalej? Nic. To co wiedziała było szczątkowe i zbyt mało wystarczające. Chciała więcej. Chciała wiedzieć wszystko, a tym bardziej przypomnieć sobie całość, jej przeszłe życie, ale czy tak na prawdę myślała by gdyby wiedziała jakie było? Czy była by zadowolona z faktu jaki był stan jej ducha oraz psychiki przed wypadkiem? To, ze czuła się nieszczęśliwa z powodu siostry, która sprawiała jej kłopoty? Z powodu byłego partnera, który był ojcem jej dziecka i w sprawie męża z którym ostatnio niezbyt się dogadywała przez swój upór i mrok jaki zaszył jej ciało. Czy wtedy byłaby szczęśliwa? Może lepiej było, że nie pamiętała niczego, ale nie ona tego pragnęła. Wszyscy wiedzieli więcej od niej samej, a ją to dobijało. Coś ściskało jej serce, które teraz zdawało się krwawić i rozdzierać na pół. Nikt nie wiedział jak ona się czuje. Sama do końca tego nie wiedziała. Było jej niedobrze z nerwów jakich się nabawiała. Kręciło jej się w głowie, a czaszka zdawała się płonąć. Bolała ją głowa, było jej zimno i wcale, a wcale nie czuła się dobrze, ani psychicznie, ani fizycznie, ani duchowo. Raczej czuła się wyniszczona. Tak jak by jakiś nieznany ciężar przygniatał ją do łóżka na którym obecnie leżała. Nie miała szansy ruchu. I chciała stąd wyjść. Jak najprędzej opuścić to pomieszczenie zostawiając je daleko za sobą i zaszywając się gdzieś z dala od tego wszystkiego. Nie miała ochoty na nic. Na żadne kontakty, na wizyty, na rozmowy. Co mogłaby im powiedzieć? Co dać od siebie? Nic. Po sali rozszedł się dźwięk łamanych kostek w palcach. Była rozdrażniona otaczającym ją wystrojem sali, przeszkadzał jej telewizor wiszący u sufitu na metalowym stojaku zamocowanym do ściany, wzrokiem chciałaby spopielić wszelkie łóżka jakie stały naprzeciw. Nie stało się nic. Ona nie drgnęła nawet o milimetr. Przymknęła umęczone powieki. Szczypały je. Czuła jak pod nimi wzbierają się bezbrzeżne cisnące się do oczu łzy bezsilności. Rozpłakała się po cichu nie dając nikomu powodów by musiał do niej zaglądać. Ścierała raz po raz skapujące z jej policzków słone krople jak by ją parzyły milionami drobinek rozżarzonego popiołu. To jednak w niczym nie pomagało, a jedynie sprawiało, że jej policzki od pocierania stawały się co raz to bardziej czerwone i piekące. Od tego wszystkiego dostała gorączki, która zaczęła palić jej ciało. Nieprzyjemne dreszcze przebiegały przez jej pokaleczone ciało. Nakryła się szczelniej kocem. Po kilku minutach kiedy brakowało jej już łez a oczodoły wysychały przestała szlochać. Jej białka były poprzecinane nitkami czerwonych żyłek. To ją zdradzało najbardziej, że płakała. Nakryła się po samą brodę trzęsąc się pod kocem. Nie wołała nikogo. Chciała tu być sama. Zagryzła mocno wargi cierpiąc sobie po cichu by nikomu nie robić problemu własną osobą i tak już czuła, że tego było za dużo, że to nie powinno być tak. Ta ponura myśl ją prześladowało, a głupie sumienie się z niej naśmiewało. Podpowiadało, ze gdyby była ostrożniejsza i bardziej słuchała do niczego by nie doszło, ale ona je ignorowała, a przynajmniej starała się to robić zagłuszając je jakąś piosenką, która jej pierwsza przyszła na myśl. Nie było to nic wyszukanego, ale też nie najgorszego. Nie namyślała się skąd ona się wzięła po prostu nuciła jak by była w jakimś transie hipnotycznym. Zostawiała za sobą całe otoczenie, cały ten szum. I czuła się tak jak by się zapadała w głębinę. Jak by to co się działo dookoła wcale nie istniało. Jak by to był tylko kolejny zły sen, z którego się obudzi i wszystko będzie w porządku. Mogła tak uciekać jak zwykle, ale to nie sprawi, ze pamięć jej wróci. Odrzucanie od siebie tego wszystkiego jeszcze bardziej spowolniało proces przypominania sobie jej przeszłości. Nie umiała się wziąć w garść. Nie czuła się na siłach by to zrobić. Z widocznym przygnębieniem na twarzy i pustką w oczach, którą okrywała czerń jej tęczówek leżała nieruchomo. Czekała na coś co mogłoby się zdarzyć, ale to coś nie nadchodziło i zapewne nie miało zamiaru nadejść w najbliższym czasie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:21, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
/ Kuchnia / Dom Adama Knight'a / Obrzeża
Przeklinając w duchu wózek poprzysiągł sobie ze jeśli dożyje jutra to rano pojedzie do Port Angeles albo Seattle i zaopatrzy się w fotelik samochodowy dla Juniora, bo jedyny jaki mieli był w samochodzie Mariki, a szczerze rzecz biorąc Adam nie wiedział co się z nim stało. Podejrzewał jednak ze to nic dobrego nie było. Wszedł na górę rozdrażniony tym że torba w której znajdowały się różne rzeczy potrzebne Juniorowi i sałatka dla Mariki, dynda mu niestosownie i wiecznie trąca o biodro. Znalazł się na właściwym oddziale z daleka widząc znajome mu twarze pielęgniarek i jednego z doktorów z którym miał przyjemność zamienić kilka słów podczas swojej ostatniej wizyty. Adam przeszedł obok niskiego jegomościa obojętnie, nie dając po sobie poznać tego ze kiedykolwiek w ogóle się widzieli. Obejrzał się za nim wchodząc na salę i przypominał sobie że to chyba przełożony Benjamina czy ktoś w tym rodzaju. Znalazł się na znajomej sali a jego wzrok powędrował bezpośrednio w kierunku łóżka w którym to unieruchomiona leżała jego żona. Skinął głową na powitanie wzdychając ciężko w duchu bo poczuł jak pasek torby zsuwa się w dół. Poprawił go i zamknął za sobą drzwi nie życząc sobie by im przeszkadzano - Myślałem że Ben kogoś ci przydzieli, byś nie leżała całe dnie sama. - zauważył zapamiętując by wspomnieć mu o tym. Podejrzewał że uziemiona Marika, która w dodatku nie będzie się miała do kogo odezwać może poczuć się jeszcze gorzej. Sam dla siebie może i o to by nie prosił, ale Hiszpanka miała odrobinę inny charakter - Nie wiesz, czy jeszcze jest w szpitalu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 1:07, 12 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Nim jej mąż zdążył wejść do sali Marika się uspokoiła. Przynajmniej na tyle by móc normalnie rozmawiać i nie okazywać tego, ze cokolwiek mogłoby ją trapić, a miało co. Prawie, że drgnęła wystraszona gdy do sali wszedł Adam. Widząc go po części odetchnęła z ulgą. Nakryła się szczelniej kocem. Wystarczyło to gdy poczuła niemiłe zimno wpadające do sali za jej mężem. Nie wydawało jej się aby wietrzyli szpital, ale różnica temperatur jednako była między korytarzem a małą salką, która swoją drogą była trochę zaduszona. Otworzyła by sobie okno lecz niestety nie była w stanie się ruszyć. Zadrżała pod kocem przymykając na moment oczy. - Nie, nic mi o tym przynajmniej nie wiadomo. - powiedziała nieswoim głosem. Była lekko skołowana i ciężko jej było racjonalnie myśleć. Trawiąca ją gorączka, która w zasadzie pojawiła się znikąd jej to utrudniała. O niej zdradzały ją zaczerwienione dość silnie policzki. Miała wrażenie, ze zaraz się po prostu ugotuje. - Szczerze? Nie wiem. Niedawno się obudziłam. Od momentu kiedy wyszedł stąd nie widziałam go w ogóle. -Starała się to powiedzieć z obojętnością, ale jednak cienka nutka zawodu była wyczuwalna w jej głosie. Faktycznie siedziała sama w sali tylko, że jej mąż nie wiedział o tym, że ona wcale nie miała ochoty na rozmowy z obcymi osobami. Z tymi co ledwo poznała miała problemy porozmawiać, a co dopiero z takimi, których nie znała w ogóle? - Poza tym chyba każdy jest zajęty i nie mogą skupiać się jedynie na mojej osobie. - zauważyła rozsądnie. Nikomu za to nie płacono, a też nikt nie zrobi tego na samą prośbę lekarza przyjaciela, zresztą Marika tego nie potrzebowała. Wystarczyła jej jakaś gazeta, albo mp3 żeby mogła posłuchać sobie muzyki czy cokolwiek w tym rodzaju. Wyciągnęła za siebie dłoń by poprawić sobie poduszkę, która zbiła się tworząc wyżłobienie. Nie było to zbyt wygodnym. Zbyt wielu ruchów wykonywać nie mogła. Po prostu czuła się ograniczona w tym wszystkim. Na jej czole uwydatnił się widoczny mars. Poczuła niezbyt przyjemne pulsowanie w skroni odpowiedzialne za ból głowy, który jej dokuczał od dłuższego czasu. Złapała się za brzuch kiedy usłyszała kolejne burczenie, a czerwone plamy na jej policzkach się powiększyły. Nie lubiła tego. Otarła czoło szepcząc cicho z wstydem. - Przepraszam... - Na tyle jedynie umiała się zdobyć. Odwróciła wzrok od męża by nie patrzeć na niego w tej chwili. Czuła, ze zmieszała by się jeszcze bardziej, a tego nie chciała na pewno.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 11:15, 12 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Odchylił głowę w tył by Junior przestał go ciągnąć. Zmarszczył lekko brew, ale niezbyt miły wyraz twarzy szybko przeminął, bo na syna, podobnie jak i na Marikę nie potrafił się długo gniewać. Zerknął na swoją żonę z ciekawością i ocenił jej mimikę - Nie wyszło ci. - oświadczył podchodząc do kobiety - Mało w tym szczerości, bynajmniej obojętność nie wypaliła Marii. - wyjaśnił uważając by nie brzmiało to złośliwie. Zahaczył nogę krzesła swoją stopą i przysunął je sobie robiąc trochę hałasu. Odłożył torbę na bok, sięgając jednak do niej po sekundzie. Junior miał puste dłonie co groziło Adamowemu kołnierzykowi. Wręczył mu misia, choć nie zyskał on wielkiej aprobaty - Nie będziesz tutaj długo. - pociągnął dalej jakby nic mu nie przerwało - Kiedy będzie można.. - wskazał na jej unieruchomioną na wyciągu nogę - Zabiorę cię do domu. Przecież nie cierpisz szpitali. - wyjaśnił przyzwyczajając się do tego że wszystko musiał jej przytaczać, większość z faktów jej przeszłości. Przeniósł wzrok na twarz Hiszpanki i wyciągnął dłoń kładąc ją na jej czole - Zawołanie pielęgniarki pewnie by cię zbawiło, co? Masz gorączkę. - stwierdził przesuwając palce na jej policzek - To nie te czasy kiedy męczennice chodziły po ziemi. Tyle razy już ci to powtarzałem. Poczekaj... - poprosił widząc jak kobieta zaczyna się wiercić. Małym problemem był Junior. Adam po chwili zawahania wręczył go Marice - Przytrzymaj go, to poprawię ci tą poduszkę... - kiedy małego przejęła Marika Adam wsunął dłoń pod jej plecy i pomógł unieść jej się trochę w górę przygotowany na syki i ciche jęki. Poprawił poduszkę najlepiej jak tylko mógł i pozwolił Marice na powrót się położyć. Adam zawisł nad nią kiedy wyszeptała to swoje wstydliwe 'przepraszam' - I głodna też jesteś? Czy oni tutaj w ogóle w jakimkolwiek stopniu dbają o pacjentów? - warknął pod nosem patrząc na Hiszpankę z dziwną mieszanką uporu, złości i współczucia na twarzy - Nie musisz przepraszać. - odparł szybko i odebrał jej Juniora - Ja pójdę teraz po pielęgniarkę, która da ci coś na gorączkę i... - zaczął wiedząc że za chwilę może usłyszeć jakieś słowo sprzeciwu - Nie waż mi się sprzeciwiać, masz wyzdrowieć, a nie gnić tutaj bóg wie ile. A kiedy ładnie przyjmiesz leki... - sądził że nie będzie miała wyboru bo pewnie zwyczajnie dostanie je prosto w żyłę przez wenflon - To ja zaserwuję ci kolację. I nie będzie to szpitalna racja żywnościowa. W porządku? - nim Marika się zgodziła, albo chociaż zdążyła zaprzeczyć, Adam który zawsze sądził że ma rację odwrócił się od niej i wyszedł a Junior znad jego ramienia spoglądał na swoją matkę. Po chwili wrócili obaj w towarzystwie pielęgniarki która spojrzała na Marikę z politowaniem - Pani Knight... - zaczęła podchodząc do jej łóżka energicznym krokiem - Lekarz nie powiedział do czego jest ten guzik? - zapytała wskazując na wspomniany - Proszę się nie krepować, naprawdę... - ciągnęła dalej trzymając już w dłoniach strzykawkę i odmierzając właściwą dawkę leku. Adam wsparł się bokiem o łóżko patrząc na pracę kobiety bez większego zainteresowania - Za kilkanaście minut gorączka powinna się obniżyć. Gdyby coś się działo... - zwróciła się do Adama - Pan wie gdzie mnie znaleźć. - czarnowłosy skinął głową a kiedy małżeństwo zostało samo postawił na krześle torbę którą przyniósł ze sobą - Wzorowo. - powiedział komentując przyjęcie medykamentu - Więc teraz kolacja. Zrobiłem sałatkę z makaronem. - pominął tłumaczenia tyczące się Christophera uznając że nie są Marice do niczego potrzebne - Chyba że jesteś na jakieś specjalnej diecie, prawda...? - spojrzał na nią oczekując odpowiedzi i westchnął ciężko - Och, nie zachowuj się jak dziecko. Patrz na mnie. Przecież nie gryzę, a za uczucie głodu się nie wiesza. Nie powiesz mi chyba, że zmieniłaś się tak bardzo i teraz stałaś się taka... Taka krucha. Inna. - nim wygrzebał pudełko minęła dłuższa chwila. Trudno było robić wszystko jedną ręką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:52, 13 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Podrapała się zafrasowana po czole. Uśmiechnęła się nerwowo ukazując swoje białe kły. - No bo... - zakaszlała cicho przykładając zwiniętą pięść do ust. Kiedy skończyła dokończyła co miała na myśli. - Nie do końca miało to tak brzmieć. Nie mogę ukryć, że Ben to typ człowieka, którego nie da się nie lubić. - wzruszyła ramionami. Oczywiście nie mógł przy niej siedzieć cały dzień, ale z drugiej strony miło było z nim porozmawiać tak na spokojnie bez nerwów. Przy nim czuła się rozluźniona czego w obecnej chwili nie potrafiła do końca przy mężu poczuć. - Zabierzesz? - zapytała o to w taki sposób jak by miała w tym szpitalu tutaj spędzić całą wieczną,a tak po prostu w ogóle o tym nie pomyślała. Póki co skupiała się na tym, ze musiała tutaj przebywać. - Chyba tak. Przynajmniej to miejsce mnie odpycha, ale to chyba jak większość osób? To jakaś, taka konieczność na którą człowiek jest skazany. - dopiero teraz nabrała powietrza w płuca bo całą swoją wypowiedź ciągnęła na jednym wdechu. - Wiem o tym. - powiedziała spokojnie patrząc w oczy męża - Myślę, że nie zbawiło by mnie, ale jak mówiłam niedawno otworzyłam oczy, a poza tym nie chciałam nikogo widzieć w tym nawet pielęgniarki. - Zachowywała się co najmniej dziecinnie. Jej mąż miał rację jeżeli nie będzie się leczyć to pozostanie tutaj dłużej. - Nie jestem męczennicą. - Powiedziała z obrazą w głosie zakładając sobie dłonie na piersi. Nienawidziła kiedy się ją do tego typu osób zaliczało. - Na co? - zapytała bez zastanowienia się. Po chwili już wiedziała o co chodzi. Przyjęła od niego syna próbując ani nie syczeć ani nie jęczeć. Raz tylko z jej ust wyrwał się cichu, zduszony jęk, ale szybko ucichł tak jak też szybko się pojawił. - Dziękuję. - odrzekła kiedy jej poduszka została poprawiona na tyle aby jej się wygodnie leżało. Przebywanie w jednej pozie nie było najlepszą rozrywką niestety na taką była skazana w najbliższym czasie. - Przespałam obiad, zresztą jak się domyślam na pewno nie było to nic smacznego na co miałabym ochoty. - mówiła z uporem dziesięciolatki. To zaczynało robić się zabawne. No właśnie jak dobrze ją znał miała zamiar zaprotestować, ale czy to miało jakikolwiek sens? - Adam..? - właśnie się zabierała za zaprotestowanie przeciwko jego słowom i nakazom, ale po chwili zmieniła zdanie. - Niech będzie. Ten jeden raz. - Nie wyjaśniła co tak na prawdę to oznaczało. Nie było to w zasadzie ważne w obecnej chwili. - Poczekam. - pokiwała głową zostając na powrót sama w sali, a kiedy jej mąż wrócił do sali z pielęgniarką i ona zaczęła ją upominać Marice w oczy wskoczyła chęć mordu. Uśmiechnęła się najbardziej przesłodzonym i najbardziej fałszywym uśmiechem na jaki było ją stać i odrzekła. - Ależ tak. Uprzedzono jak i również o tym, że co jakiś czas lekarz powinien mieć obchód wśród swoich pacjentów. Ach i jeszcze gdybym nie była w stanie tego guzika nacisnąć bo w jakiś sposób nie miałabym na to siły to miałabym to zrobić telepatycznie? - nabrała głębiej powietrza w płuca i po chwili odetchnęła. - Dziękuję. - powiedziała pielęgniarce na do widzenia szorstkim głosem będąc wyprowadzoną z równowagi. Zajęło jej kilkanaście minut zanim doszła w końcu do siebie. - Nie wiem czy tak wzorowo. Jeżeli jeszcze raz spróbuje mnie upomnieć w ten sposób to chyba wyjdę z siebie i stanę obok. - wywróciła oczami. Zgryźliwa Marika nie była dobrą Mariką. - Mogła sobie to darować szczerze mówiąc. - po chwili uspokoiła się. - Nie jestem, a przynajmniej nie wiem nic o tym, ale Ben chyba by mi wspomniał o tym? - nie mówił nic więc raczej nie przyjmowała żadnej diety. Przypomniała sobie nawet jak ją skarcił gdy sama chciała przejść na jakąkolwiek dietę. - Nie, nie jestem. - uśmiechnęła się lekko już bardziej rozluźniona. Czekając w zasadzie na to by gorączka jej spadła. Odwróciła znów wzrok w stronę męża patrząc na niego. - Nie zachowuję się jak dziecko, a Ty przestań mi to powtarzać. Strasznie jest to denerwujące. - a przynajmniej ja to strasznie denerwowało. Nic nie potrafiła na to poradzić. Taka chyba była już jej natura.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:44, 13 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Adam uniósł brew nieznacznie w górę. No bo? Uśmiechnął się pod nosem kiedy Marika wytłumaczyła co miała na myśli. Wiedział że darzy Bena sympatią i nie do końca mógł zrozumieć jak mogła lubić tego rozgarniętego faceta, któremu czasami nie zamykały się usta. Znosił go, a to według Adama w zupełności wystarczyło - Musisz się nim podzielić z Jeanine. Inaczej nie da rady. - stwierdził podobnie jak jego żona wzruszając przy tym ramionami. Ewentualnie można na to spojrzeć z drugiej strony i powiedzieć że ja muszę ci wystarczyć za namiastkę dobra i uśmiechu. A i tak się starał. Prawdopodobnie jak narazie szło mu całkiem nieźle. W końcu Marika nie była dla niego kimś nowym. Znał ją na wylot, była jego żoną. Nie była dzikim stworzonkiem które trzeba było oswajać i układać. Musiał jej tylko pomóc i uważać by nie zraziła się do jego osoby. Raz ta sztuka już się udała - A co miałbym innego zrobić? Oczywiście że cię zabiorę do domu. - wyjaśnił dziwiąc się skąd to zaskoczenie w jej głosie - Wiem Mariko, może uważasz to za trochę dziwne, ale naprawdę za mnie wyszłaś. I najprawdopodobniej... - zaczął teraz już trochę naginając prawdę - Całkiem przyzwoicie ci się ze mną żyje. - chyba sam chciał to sobie wmówić - Wracając jednak do tematu... Tak zabiorę cię stąd kiedy tylko będę mógł. Czyżbyś nie chciała? - zapytał ją, a nie postawił jak zazwyczaj przed faktem dokonanym. Prawie nie postawił. Pokręcił głową słysząc absurdalne tłumaczenie objaśniające powód nie wezwania pielęgniarki. Oczywiście, lepiej jest spalać się od wewnątrz. - Nie? A mi na nią wyglądasz. - odparł drocząc się z nią odrobinkę złośliwie, przypominając sobie wszystko to czego teraz Marika nie miała szans pamiętać. Poprawił poduszkę swojej żonie starając się nie zżymać w sobie słysząc jej ciche jęki - Nie ma za co. Od tego mnie masz. - stwierdził krótko i rzeczowo nim wyszedł na korytarz. A wychodził z uśmiechem skoro choć ten raz, przyznała mu bez piśnięcia rację. Częściej by tak mogła, chyba nie bolało. Niebieskie oczy mężczyzny z ciekawością spoczęły na maltretowanej pielęgniarce i już wiedział że Marika jest ciągle ta samą Mariką, która jednak chwilowo nie posiada świadomości własnego osoby choć ciągle wie jak komuś dopiec. Nic go chyba bardziej dziś nie ucieszyło - Wzorowo. - przyznał raz jeszcze z tą dziwną radością w głosie. Trącił Juniora misiem w brzuch by mały łaskawie zwrócił na pluszaka uwagę - Cała ty. Wredna zołza. - zwrócił się do niej z cwanym uśmieszkiem na wąskich ustach - Nie mogła. - powiedział zamieniając się teraz w obrońcę zbesztanej pielęgniarki - Wyobraź sobie że tak właśnie ludzie, ludzie medycyny, objawiają innym troskę. Więc nie mogła się zwrócić do ciebie inaczej. Lepsze chyba to niż warknięcie, prawda? Poza tym jesteś teraz jak laleczka której odcięto sznureczki. Delikatna i słaba. Czego się spodziewałaś? Pupilek oddziału. - Adamowi w końcu udało się wydobyć z torby pojemnik i położył go na szafce. Torba zajęła swoje miejsce na podłodze a on sam przysiadł na krześle sadzając sobie Juniora na kolanie - Skoro nie jesteś na diecie, to Ben pewnie kazał w ciebie upychać wszystko co pożywne w dużych ilościach. Pamiętając o zaistniałych okolicznościach godzę się z nim w zupełności. - sam z uporem maniaka kiedy tylko dowiedział się po raz pierwszy o tym że Marika jest w ciąży robił tak samo - Wspaniale. Mam nadzieję że nie będziesz grymasić. - chyba nic nie zrobił sobie z prośby Mariki. Nadal była dla niego jak dziecko, bynajmniej teraz. Rozejrzał się po sali i westchnął lekko wstając. Przysunął do łóżka stolik przy którym mogła zjeść. Mocował się przez chwilę z pokrywką aż w końcu ich oczom ukazała się jego zawartość - Proszę bardzo. Gdzieś jeszcze mam kanapki... - bardzo nie ufał szpitalnej kuchni - I sztućce... - grzebanie w torbie zajęło mu kolejną chwilę - I szklankę. Ale żeby zrobić herbatę, muszę się ukłonić pielęgniarkom. - po raz drugi opuścił Marikę na moment dając jej czas by przyzwyczaiła się do niego jeszcze bardziej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:31, 20 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
A ona tak. Bo w rzeczy samej Ben był pozytywną osobą do której bardzo ciężko było się zrazić. Miał w sobie jakiś magnetyzm, który przyciągał do siebie ludzi jak ćmy do światła. Marikę przyciągnął do siebie już dawno temu, dlatego właśnie byli przyjaciółmi jak to ostatniego dnia jej wyjaśnił. Był jej przyjacielem i mogła się na to godzić albo i nie, ale czy teraz mogła przeczyć czemuś co zdarzyło się dawno temu? Czy mogła się tego wypierać? Nie miało to najmniejszego sensu, poza tym nie chciała i potrzebowała w zaistniałej sytuacji czegoś takiego. Dużej dawki optymizmu i dobrego spojrzenia na świat by upewnić się, ze wszystko się poprawi. Jej mąż też nie był tutaj bez znaczenia. Choć o tym teraz nie pamiętała zawsze jej pomagał, prawie zawsze stał u jej boku gdy było jej źle i gdy działa jej się jakaś krzywda. I nigdy na tym nie wychodziła źle. To wtedy dawało jej poczucie bezpieczeństwa i tego, że czuje się na właściwym miejscu. - Nie... Boże nie o to mi chodziło. - Pokręciła machinalnie głową jak by chciała odpędzić od siebie jakieś złe, natrętne myśli, które kotłowały się w jej głowie z zawrotną prędkością. - To oczywiste, że nie może być tutaj cały czas. Po prostu miałam na myśli to, ze miło się spędza z nim czas. To znaczy jest taką osobą, która umie zarazić swoim optymizmem. Jak sam mówił jest lekarzem co oznacza, ze zajmuje się pacjentami, nie tylko mną. A resztę można wywnioskować, musi mieć czas prywatny dla swojej rodziny. Po prostu go lubię i tyle. - wypuściła powietrze z płuc, które zdawało się, ze przez całą swoją przemowę wstrzymywała w klatce piersiowej jak by miała już nigdy więcej nie zażyć ani grama jego dawki. - On ma żonę? - zapytała od niechcenia by uzupełnić sobie pewne informacje. Nie przypuszczała nawet jaka smutna mogłaby być odpowiedź, o ile w ogóle ją usłyszy. Czy Adam znał ją na wylot? Czy był taki pewien? Raczej pewnym było to, ze jej nie ufał do końca. Gdyby tylko Marika była w stanie sobie przypomnieć to co działo się wcześniej pamiętała by o tym jak nie raz w nią zwątpił, jak obraził i jak osądził. Owszem za swoje błędy przepraszał, a ona zawsze wybaczała. Może była zbyt naiwna? A może po prostu tak chciała. Jedno było pewne czasami niewiedza jest złotem. - Yyyy... - zawahała się przygryzając dolną wargę zębami. Faktycznie zabrzmiało to strasznie głupio. Czego można było się jednak spodziewać po kobiecie w jej stanie, która się oswaja z ludźmi, których nie poznaje, a są jej rodziną? Dlatego też nie powinno się aż tak dziwić, że zadaje takie pytania, bo na tym etapie Marika po prostu nie myśli o takich rzeczach. Ledwo daje radę przyswoić podstawowe informacje. Stąd też to pytanie. Uniosła trochę wyżej głowę, a jej podbródek nieznacznie wysunął się do przodu. Jej mina w zasadzie nie wyrażała niczego. Ani nie była smutna, ani też wesoła, raczej wyglądała bardziej na zamyśloną, sądząc po kolorze delikatnie zamglonych jej tęczówek, które spoglądały na niego tępo. Po chwili ocknęła się świdrując swym spojrzenie głębie jego oczu, które na myśl przywodziły jej wzburzone, morskie fale na tle szarawego nieba. Były takie, na swój sposób ładne, a zarazem przyciągały ciekawością i kryjącą się w nich tajemnicą. Czasem gdy spoglądała na niego z boku kiedy on nie patrzył na nią mogła dostrzec lekki błysk iskierki w oku, albo po prostu coś się w nich odbijało. A może po prostu to była jakaś iluzja? W każdym bądź razie w tej chwili ciężko było jej oderwać wzrok od niego kiedy sobie to uświadomiła. Do pewnych rzeczy dochodziła z umiarem, powoli. - To nie chodziło o to. Przepraszam. Zdziwiłam się owszem, bo po prostu nawet o tym nie pomyślałam. Ciężko mi jest na prawdę to sobie wszystko przyswoić dlatego coś takiego jak pojęcie dom jest dla mnie abstrakcją. Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Znaczy się tego 'domu'. Nie wiem gdzie mieszkam, nie wiem jak wygląda i stąd taka moja reakcja. - wyjaśniła bez mrugnięcia stwierdzając, ze stanowczo zbyt długo wpatruje się w jego oczy. Zamrugała kilkakrotnie powiekami odwracając wzrok od jego twarzy i spoglądając w tym momencie na swoje paznokcie jak by były czymś na prawdę ciekawym. - Dziwne? - roześmiała się zapewne zbijając go z tropu. Opanowała się i dokończyła słowa. - Prawie wcale. Myślę, że skoro jesteś moim mężem to z jakiegoś powodu wyszłam za Ciebie, prawda? I nie wydaje mi się by było to poczucie obowiązku. Może i nie pamiętam, ale coś mi podpowiada, że chyba musiałam Cię kochać, skoro jesteśmy małżeństwem? - Było to jak pytanie, a zarazem można to było brać za odpowiedź. - Jeżeli mogę być szczera to szczerze mówiąc teraz nie czuję nic. Nie zrażaj się. Ja po prostu nie wiem co mam czuć. - powiedziała z przekąsem. - Widzisz, spoglądam na to dziecko, które jest moim synem, a nie czuję nic. - skrzywiła się, a jej usta wydęły się w małą podkówkę. Obróciła głowę w bok przyglądając się krajobrazowi z obojętnością. - Z czasem sobie przypomnę, chyba. - dodała już ciszej. - A jak nie to nauczę się kochać na nowo. - Taką widziała dla siebie alternatywę. - Zresztą nie wiem już nic. Nie mam przeciwko Tobie nic. - No prawie, ale tego nie powiedziała głośno. Mogła wiele zaakceptować, lub po prostu się przyzwyczaić do tego. - Ja... Ja... - zacięła się jak by sprawiało jej to wielką trudność mówienie o takich rzeczach lecz wzięła się w garść. - Muszę się w tym wszystkim odnaleźć i to nie jest ani Twoja, ani niczyja wina. Potrzebuję na to czasu. - wolała od razu postawić na szczerość niż owijać w bawełnę i czuć rozczarowania z tego, ze ktoś nie jest zadowolony jej opinią czy wyborem. - Jeżeli nam się żyło przyzwoicie jak mówisz, to dobrze. Tym lepiej. Wybór jest łatwiejszy. - westchnęła cicho czując, że lekko drży, a zarazem robi jej się lżej i błogo. Najwidoczniej lek zaczął działać spełniając swoją funkcję. - Co? - zamrugała skonsternowana powiekami. - Oczywiście, że chcę. Wszystko jest o niebo lepsze od przebywania tutaj. - Czuła, ze jej wypowiedź nie jest jedną z najlepszych i niezbyt zadowalała jej męża więc dodała szybko. - Tak, wolałabym wrócić do naszego domu. Z Tobą, naszym synem i by wróciła mi świadomość tego czego nie pamiętam. Chcę by wszystko toczyło się normalnie, po staremu. - Jakkolwiek to było. To były jej pobożne życzenia i wcale nie wiadomo było czy się kiedykolwiek do końca spełnią. - Mylisz się. Nie wyglądam. I nie jestem. Radzę sobie na swój sposób. Tak, wiem jestem w szpitalu i wiesz co? Nienawidzę tego jak muszę się płaszczyć przed kimś by dostać głupi lek. Gdzie niektórzy patrzą na mnie jak by chcieli mnie zabić za to, ze tego mi potrzeba.- z jej wydechem powietrza uleciały z niej wszelkie wątpliwości jak i złość na samą siebie. Bezradność odbijała się w jej bursztynowych oczach. Niestety, ale była w tym momencie zależna od innych bardziej niż jej się to wydawało. - I nie czuję się tutaj dobrze, chociażby moje łóżko było wysadzane brylantami w złotej oprawie. To okropne miejsce. Czuć tutaj tyle cierpienia. A mi na samą myśl, ze muszę tutaj spędzić jeszcze tyle czasu chce się wymiotować. - zrobiła zaciętą minę, a jej tęczówki z bursztynowych zmieniły się w czarne. Sama nie wiedziała skąd w niej nagły wybuch takich negatywnych emocji. Nerwy. Nie służyły nikomu, a już na pewno nie jej o czym nie miała nawet pojęcia. Dyszała cicho. Dała sobie kilka chwil na odsapnięcie i doprowadzenie się do porządku. Kiedy jej głos się unormował i opadł z emocji odezwała się już zwyczajniej, nawet piśnięciem nie zdradzając, że przed chwilą cokolwiek ją trapiło czy też denerwowało. - Tak uważasz? - zacisnęła usta w wąską linię. - Czy na prawdę jestem taką wredną zołzą? - zmrużyła oczy, a w nich dało się dostrzec jakiś niebezpieczny błysk. - Może i faktycznie. I z tym mi lepiej. - i po sekundzie uśmiechnęła się szeroko. Czuła się swobodniej z myślą, ze nie jest cukierkowa, a swoje powiedzieć umie pomimo tego, że nie pamięta większości, a w zasadzie to niczego. - Nie koniecznie, ale z drugiej strony jak by warczała to może było by trochę zabawniej. - w pewnych chwilach zachowywała się jak wariatka. - Nie potrzebuję jej uprzejmości. Nie co do mojej osoby. Powiedziałam prawdę i swego zdania nie zmienię. - Ot co. Nie czuła się niczemu winna. W końcu gdyby na prawdę nie miała siły to co? Ten cały szpital działał jej na nerwy. - Oni robią jedynie to za co im płacą niekoniecznie muszą się z tym dobrze czuć bądź co bądź muszą być uprzejmi bo tego nakazuje im etyka. Nie wiadomo jednak czy wewnętrznie mają na to ochotę. - I na tym ten temat powinien się zakończyć bo rozprawianie o lekarzach, czy pielęgniarkach nie było najlepszym rozwiązaniem. Jej wzrok powędrował za pojemnikiem, który spoczął na szafce. Poczuła jak jej ślinianki zaczynają pracować a usta wypełniają się śliną. Zjadłaby wszystko co dobre, byle tylko się pożywić. - Taaa... Jak byś zgadł. Zabronił mi jakichkolwiek diet obiecując, ze natrze mi uszy za ewentualną próbę czegoś takiego. - Nie namyślała się nawet nad tym skąd się to bierze. No cóż Marika to w końcu Marika i tak robi po swojemu. - Myślę, ze sałatka w zupełności wystarczy. - Nie zamierzała się zapychać, byle tylko zasycić głód. Odebrała od niego pojemnik przyglądając się jego zawartości. Po chwili dostała i sztućce. Trzymając widelec w dłoni zanurzyła go w pojemniku nabierając kawałek sałatki i bez słowa wsadzając ją sobie do ust. Przegryzła ją bez najmniejszego skrzywienia się. Najwidoczniej jej smakowało. Nawet nie pomyślałaby o tym, że kiedyś uwielbiała kuchnię Adama. - Nie będę. Smakuje mi. - odpowiedziała zgodnie z prawdą zajmując się konsumpcją potrawy. Skinęła głową i była pełna aprobaty dla tego jak jej mąż zadbał o nią. Posłała mu niewinny uśmieszek. Coś tam w niej drgnęło, ale zepchnęła to gdzieś w głąb siebie nie zastanawiając się nad tym co to było. - Tak? Dziękuję. - Miała nadzieję, ze ta herbata będzie normalna, biorąc pod uwagę to co dostała wcześniej. Zostając sama skupiła się na trzymaniu widelca w ręce by czasem jej się nie wyślizgnął brudząc szpitalną pościel. Z jednej strony cieszyła się, że Adam tu był. Że ktokolwiek był przy niej kto ułatwiał jej przebywanie tutaj, a z nim czuła, że nie musi niczego ukrywać, ale z drugiej jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej by była ostrożna i czujna. Coś ją niepokoiło w mężu. Nie potrafiła zdefiniować tego co to jest. Pomyślała, że po prostu jest przewrażliwiona odpychając od siebie te wstrętne myśli. To twór mojej wyobraźni. Przecież mnie nie krzywdzi, więc niby czego mam się bać? - pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi. Nim się obejrzała połowa sałatki była za nią. Z każdym kęsem czuła się co raz to bardziej leniwie. Jej głód się nasycał, a jej pozwalało to racjonalnie myśleć i funkcjonować, przynajmniej na razie. Smętnie popatrzyła na swą uwięzioną nogę zwisającą na wyciągu. Gdyby nie ona i nie żebra zażądała by natychmiastowego opuszczenia szpitala. O tym jednak mogła jedynie pomarzyć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Nie 23:47, 20 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:53, 21 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Adam już postarał się o to by herbata Mariki była gorąca i odpowiednio zaparzona. Kiedy wrócił jednak nie wyglądał na szczęśliwego. Trzymając szklankę z dala od Juniora i zamykając drzwi stopą wyglądał jak jakiś pokrętny akrobata, niezbyt zadowolony z programu jaki mu ułożono - Ty nie wiesz, co masz czuć wobec własnego syna... - zaczął oglądając się na drzwi by sprawdzić czy zamknął je dokładnie - A pielęgniarki nie mają chyba kogo obdzielić tym uczuciem. - zauważył cierpko idąc w kierunki Mariki - Czułem się jak idiota. - zakończył stawiając szklankę na szafce. Jak koleś z idiotycznych opowiadań głoszących że najlepiej jest podrywać kobiety albo na dzieci, albo na psy... Usiadł i posadził Juniora na kolanach, a ten zaczął mnąć w łapkach poszewkę kołdry jaką była okryta jego żona - Brakiem tego.... Tym ze ty nic nie czujesz, chyba jednak bym się nie przejmował. - pociągnął po chwili chcąc w jakimś stopniu uspokoić Hiszpankę - Prawdopodobnie miłość do dziecka jest instynktowna. Popatrz na niego... - poprosił wskazując na malca ruchem brody - Jest bardziej podobny do ciebie niż do mnie. - do Adama nigdy nie będzie podobny choćby nie wiadomo jak bardzo tego chcieli - Ma takie same oczy i usta... Cóż, te ma trochę węższe, niż ty. - czarnowłosego niezbyt cieszyło to czyje usta przypominają wargi jego syna - Mniejsza z tym. W znacznym stopniu jest twoją miniaturą, a to pozwala mu w tempie ekspresowym znaleźć drogę do czyjegoś serca. - stwierdził, a na jego ustach pojawił się słaby uśmieszek, choć ważniejsze teraz były oczy wpatrujące się w dziecko z tym szczególnym, zarezerwowanym tylko dla niego wyrazem. Adam spojrzał na pałaszującą z apetytem kobietę postanawiając jej jakoś uprzyjemnić czas posiłku. Nie był najlepszym gawędziarzem, a teraz musiał się tym zająć. Nie mógł pozwolić by Marika żyła w niewiedzy. Musiał spełnić to zadanie, choć temat jaki wybrał na pierwszy nie był tym z gatunku szczęśliwych - Pytałaś o Benjamina... - zaczął powoli - Jest sam. Jego narzeczona, Sobhian, zginęła kilka miesięcy temu, niedługo po tym jak urodziłaś. Jeanine tak naprawdę nie jest jego córką. Jest... Była... Nie pamiętam dokładnie, siostrzenicą Sobh? Córką kuzynki? Marii, nie pamiętam, przykro mi. Bynajmniej nie jest ich. Narzeczona Ben'a zajęła się nią, w zasadzie oboje się nią zajęli, a teraz... Mała została z nim. - wzruszył bezradnie ramionami spuszczając wzrok na swoje kolana na których królował gaworzący sobie po swojemu berbeć - On po prostu ma pecha w życiu. Nie udaje mu się z kobietami. Ma za sobą już rozwód. - dodał patrząc na zaciskające się miarowo piąstki Juniora - Dużo przeszedł, ale tak jak powiedziałaś jest osobą której nie można nie lubić. - stwierdził, godząc się raczej z Mariką niż ze swoim własnym osądem. Potrafił zadbać o jej spokój i jeśli musiał robił to bez względu na to jak później miał za to zapłacić. A bywało że płacił słono. Adam pokręcił głowa nie chcąc słuchać niepotrzebnych tłumaczeń płynących z ust kobiety - Dom jest normalny, taki przeciętny. Biały, kilka pokoi, kuchnia, łazienka. - wymienił obojętnie - Jest nasz, a to chyba wystarczy. Ogród mamy dość spory. - mężczyzna przyjrzał się swej żonie podejrzliwie, ale postanowił nie dopytywać się o powody jej wzrokowych ucieczek. Uznał że tak musi być, kiedyś tak było i też nie naciskał, chyba że był do tego zmuszony - Nie, nie jesteś ze mną z poczucia obowiązku. - zauważył śmiejąc się cicho - Nie, nie zrażam się, bo ja teraz tak samo jak i ty nie mogę zbyt wiele. To nie jest twoja wina, moja też nie, przyjdzie nam poczekać i zobaczymy co będzie. - stanowczo to do niego nie pasowało, nienawidził czekać. Wiedział też że innej drogi nie było. Trzeba było wykazać się cierpliwością. Dla Adama osiągnięcie prawie że niemożliwe. W pewnym momencie parsknął śmiechem i puścił do Mariki oko - Nie wiem czy ta nauka wyjdzie ci na dobre. - powinna sobie czym prędzej przypomnieć, albo chociaż przyzwyczaić się do czarnego humoru swego męża. Bez tego nie zajdą daleko. Wybór jest łatwiejszy? Mariko, ja mogę dać ci wolną rękę jeśli tylko zapragniesz. Tylko, problem w tym, że nie bardzo chciałbym ci ją dawać... Pokiwał głową, utwierdzając Hiszpankę w tym że do domu wróci. W końcu kiedyś założą jej normalny gips, nie mogła być tak unieruchomiona przez wieki, on już dorwie Benjamina i wypyta o wszystko dokładnie. Adam zmarszczył lekko brew kiedy aparatura która sprawdzała jej puls, zapiszczała szybciej - Uspokój się. - skarcił ją - Nikt cię nie zabije, moja droga, a jeśli już to zginie zaraz po tobie. - powiedział uśmiechając się zadziornie. Raz jeszcze pokręcił głową i przesunął dłonią po ramieniu kobiety, by rozluźniła się odrobinę, choć nie był pewien czy odniosło to zamierzony efekt - Nie siedzisz sama, przyjechałem już z Nowego Yorku i będę tutaj codziennie. Mogę też ściągnąć Grace, gdybyś chciała... To moja mama. - dodał szybko widząc niewiedzę w oczach Hiszpanki. Mężczyzna skinął pewnie głową i potwierdził - Jesteś wredną zołzą, tym bardziej kiedy ktoś wyprowadzi cię z równowagi. Wtedy jesteś usprawiedliwioną wredna zołzą. - i miała też wtedy Adama błogosławieństwo. Odchylił się w tył widząc jej zadowolony uśmiech, dawno już takiego nie uświadczył - Nie jestem pewien czy przysięga Hipokratesa traktuje o uprzejmości, ale to nie moja broszka. Zapytaj Benjamina, on na pewno ją zna, przecież musiał ją złożyć. - poradził Marice nie zastanawiając się nad tym dłużej, bo interesowało go to tak bardzo jak to czy jutro spadnie deszcz, albo zaświeci słońce. Mężczyzna zamilkł wpatrując się w jedzącą kobietę uważając jedynie na Juniora, by ten nie zsunął się w dół. Wsparł łokieć na oparciu krzesełka i podparł sobie głowę dłonią. Zawsze ci smakowało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 2:24, 22 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Nim jej mąż wrócił trzy czwarte sałatki zostało pochłonięte. Tak, tego jej trzeba było. Czegoś domowego i takiego co doda jej sił jak i postawi na nogi. Szpitalne racje żywieniowe nie były zbyt duże i człowiek ledwo co nimi mógł się nasycić, poza tym takie jedzenie niezbyt smakowało. Myśląc nad tym Marii podejrzewała, że po części było to robione z byle czego. Wszystko co najtańsze byle tylko nie obciążać budżetu szpitalnego, a tylko po to aby pacjenci nie mieli prawa narzekać. Jednak zawsze znalazł się jakiś ewement, który będzie miał się do czego przyczepić. Po pierwszych słowach Adama nim skończył całkiem zdanie zmieszała się. Pomyślała, że będzie miał co do niej wyrzuty za to, ale tak się jednak nie stało. Miał całkiem coś innego na myśli. - Czy ja wiem? Przecież nie wiemy co robią po pracy. Może mają własne dzieci, rodzinę, kogokolwiek na kogo mogliby przelać te uczucia. - wzruszyła ramionami bo na prawdę mało ją obchodziły osoby trzecie. - Niby czemu jak idiota? - wyszczerzyła się do niego bo to akurat ją rozbawiło. Facet czujący się wśród kobiet jak idiota, albo proszący o coś. Tak z pewnego punktu widzenia to mogło być upokarzające, ale jak to się mawia czego nie robi się dla kobiet? - Przejmujesz się tym? Niepotrzebnie. - wierzchem nadgarstka odgarnęła sobie kosmyk włosów opadający na jej twarz. - Hm...- zamyśliła się, a widelec w jej dłoni zastygł w połowie drogi do ust. Oczy znów zaszły mgłą, ale tylko na sekundę. - Przejmuję. Bo to nie jest normalne. - Przynajmniej dla niej takie nie było. Przecież miłość matki do dziecka nie powinna nigdy wygasnąć, nawet jeżeli by nie pamiętała. Najwidoczniej była odosobnionym przypadkiem. Powędrowała spojrzeniem za jego ruchem przypatrując się malcowi. Czuła jak by jej wzrok prześwietlał całą jego duszę od wewnątrz. Żaden cud się nie zdarzył jednak. - Tak, najprawdopodobniej tak. - wsadziła widelec do pojemnika i uchwyciła go jedną ręką, a w drugą, którą miała wolną złapała drobne paluszki dziecka lekko nimi potrząsając. Poczuła delikatną iskierkę krążącą po jej ciele. To ją rozgrzewało. - Jest śliczny. To przyznam. Ma nietypowe rysy twarzy. - wyciągnęła dłoń przed siebie przyglądając się swojej skórze. - Ale kolor skóry odziedziczył po Tobie. - zauważając, ze różni się od niej. Ona miała brzoskwiniową, momentami wpadającą w lekkie złoto, a junior bladą, wręcz mleczną. Przytknęła dłoń do ust oceniając ich wielkość i po chwili zgodziła się z mężem. Jej nie były takie duże. Wręcz wykrojone. - Pomimo wszystko jest na prawdę uroczy. I strasznie żywy. - uśmiechnęła się pod nosem. Obserwowała to jak mały musiał wszystkiego dotykać szukając sobie zabawy. Bardziej go to interesowało niż zabawa misiem. Widocznie taki jego urok. - Dzieci zawsze szybko znajdują miejsce w sercach. Ale on... - nie mogła od niego oderwać wzroku. Coś jej przebłysło w głowie, na moment zagościła tam jakaś bardzo krótka wizja by po chwili bardzo szybko się ulotnić. Marika zmarszczyła czoło nic z tego nie rozumiejąc. - Jest wyjątkowy. Nie potrafię w obecnej chwili powiedzieć dlaczego tak sądzę, ale tak czuję. - Bo to dziecko wiele przeszło nim dostało się na świat. Posłała małemu delikatny uśmiech zawierający całe ciepło. Pogłaskała go po głowie, a później po policzku. - W moim myślę, ze szybko się zadomowi. - Ciężko jej było sprecyzować skąd to się u niej bierze, po prostu wypływało i już. Jednak ten uśmieszek, który gościł na jej twarzy został bardzo szybko starty. Słuchając opowieści Adama oczy jej zamigotały. - O mój Boże. - przyłożyła palce do ust. - Przykra sprawa. - zasępiła się. Słuchając dalej faktycznie sprawa Benjamina wyglądała koszmarnie. Zaczęła się zastanawiać skąd pomimo wszystko u niego taki optymizm. Pewnie dla córki, która i tak okazywała się nie być jego rodzoną. - Widać jednak, że Ben się o nią troszczy. To znaczy, że jak mówiłeś znalazła sobie miejsce w jego sercu. - Jakoś przeszedł jej apetyt. Odłożyła pudełko na szafkę kładąc dłonie wzdłuż swego tułowia i w tej chwili zapragnęła wziąć małego na dłonie i go przytulić do siebie. To chyba był instynkt macierzyński. - Nic się nie stało. - powiedziała przyciszonym tonem głosu. - Najważniejsze, ze ma ją, ze oboje mają siebie pomimo takiej tragedii. - coś ją ruszyło. Jakaś uśpiona cząstka niej się odzywała. - Strasznie mu współczuję. Nie jestem nawet sobie w stanie tego wyobrazić. Gdybym to ja straciła tą drugą osobę, to nie wiem czy umiałabym się podnieść i trzymać jakoś byle tylko dawać radę. - Przynajmniej tak jej się zdawało, ale teraz miała małe pojęcie o takich rzeczach. - Bo nie da się. Podziwiam go za to jak daje radę być taki pomimo takiej tragedii. - w głowie jej się to nie mieściło. Wolała porzucić ten smętny temat bo wpędzał ją w odrętwienie. - Biały, pokoje, kuchnia, łazienka. I ogród. Wspaniale. - to wystarczało. Starała się jak mogła wyobrazić sobie go, ale to co wymyślała było nikłe więc bardzo szybko tego zaniechała. Kiedyś zobaczy go na własne oczy. - Czas wszystko pokaże. Trzeba być cierpliwym, co mnie niezmiernie wnerwia. Nie umiem w tym przypadku czekać. Niestety nie mam wyboru. - Nie miała wpływu na to jak odzyskać pamięć, a im bardzie starała się sobie cokolwiek przypomnieć tym bardziej zaczynała ją boleć głowa. - Niby dlaczego? Czy chcesz mi coś powiedzieć? - zerknęła na niego kątem oka oczekując od niego odpowiedzi. - O nie, nie... - też miała coś do powiedzenia w tym temacie. - Złego diabli nie biorą. Nie łatwo jak widać mnie zabić. A jak ktoś spróbuje, to raczej padnie rażony samym mym morderczym wzrokiem. Choćbym miała powstać z tego łóżka i czołgać się... Nie radziłabym. Bo jestem w takim stanie, że nie ręczę za siebie. - w końcu na kimś musiała wyładować swoją złość, a najlepiej robiło się to na obcych ludziach. Na jej ustach błąkał się szatański uśmieszek. Powiodła wzrokiem za ruchem ręki Adama, kiedy gładził jej ramię. Poczuła dreszcze przebiegające wzdłuż jej kręgosłupa. Uspokoiła się twierdząc samej, że nie warto się denerwować, nie z takiego powodu. Pokiwała głową odprężając się. Czuła, że chciałaby więcej, ale tylko po to by poczuć tą przyjemność płynącą w zwyczajny sposób po ciele. Uniosła brwi na wzmiankę nowego imienia, które nic jej nie mówiło. Pokręciła głową na boki. Było za wcześnie, za dużo jak dla niej. - Jeżeli mogę prosić, to na razie wolałabym nie. Nowa twarz, za dużo jak dla mnie. Muszę się oswoić z tym co już widzę. Poza tym nie chcę pytań, które mnie wyczerpują. Skoro będziesz przychodził codziennie to mi to wystarczy. - W obecnej chwili nie trzeba było jej niczego więcej. - No jak mnie z równowagi ktoś wyprowadzi, to się nie umiem kontrolować przynajmniej tak było w tym wypadku. - o reszcie nie wiedziała nic, ale najwidoczniej nie był to jej pierwszy raz. - Jak nie zapomnę to zapytam, ale nie wiem czy to dobry pomysł... - od razu kojarzyło jej się z tym, ze Ben zacznie zadawać pytania, zresztą pewnie jego koleżanka z pracy na pewno na nią naskarży jemu, ale miała szczerze to gdzieś. To nie jej broszka, ze padło akurat na nią. Miała po prostu pecha tego dnia, a Marika nie zamierzała za to przepraszać. - Czy mógłbyś... - wskazała palcem miejsce obok siebie na pościeli. - Dasz mi go na trochę? - zapytała precyzując pytanie. Nie mogła go trzymać fakt faktem na sobie bo sprawiało jej to wielki ból, ale mógł poleżeć obok niej by choć trochę bardziej mogła się do niego przyzwyczaić. I tak leżąc w łóżku nie miała za dużo do roboty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:06, 22 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
- Nie chodziło mi o to co robią po. - zauważył tłumacząc to raz jeszcze Marice. Cierpliwie - Raczej o to że mają tego czegoś w nadmiarze. Ja nie trącam czyiś dzieci i nie grucham im nad uchem jakie to są urocze i tak dalej. - on czyiś dzieci wręcz nie lubił, traktując je zazwyczaj jako uciążliwą konieczność skojarzoną nierozerwalnie z dorosłością i byciem człowiekiem - Bo to głupie... - zaczął kiedy Marika zechciała się dowiedzieć dlaczego czuł się tak a nie inaczej - Patrzą na niego... - pociągnął niechętnie wsuwając dłonie pod ramiona Juniora - Przepiórkują mu, a ja muszę na to wszystko patrzeć i odpowiadać na ich kretyńskie pytania. To wcale nie powinno ich interesować. Ja... - podkreślił wyraźnie - Nie wymuszam na nikim niepotrzebnych zeznań dotyczących potomstwa. - zakończył patrząc na uśmiech kobiety, który w tym momencie ani trochę mu się nie podobał. W gruncie rzeczy to powinien się cieszyć że Marika jednak potrafi się uśmiechnąć i okazać mu już teraz coś na kształt zaufania. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Wrócił do podpierania swojej głowy, ale przed tym machnął obojętnie dłonią - Nie przejmuję się tym, bo nie warto, ale nie lubię takich ludzi. To mnie po prostu drażni. - przeczesał długawe włosy i ziewnął zasłaniając na moment usta. Zmarszczył lekko brew i zapytał - Mariko dlaczego uważasz to za nienormalne? Popatrz na to logicznie. - zaproponował kierując się tym co najbardziej lubił. Rachunkiem i logiką - Obudziłaś się. Nie wiesz nawet jak się nazywasz, gdzie mieszkasz. Nie znasz mnie, nic do mnie konkretnego nie czujesz. Widzisz jego... - wskazał znów na małego Adama - I też nic. Dla mnie to dość normalny stan w twoim przypadku. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jak możesz lubić kogoś kogo nawet nie znasz? - pokręcił lekko głową i zakończył - Nie wymagaj od siebie cudów, bo to nie te czasy. To przyjdzie. Jeśli cię to pocieszy to powiem ci że we mnie też nie zakochałaś się od pierwszego wejrzenia. Długo się truliśmy wzajemnie. - mruknął a jego ramiona zadrgały od tłumionego śmiechu - Ty nie ulegasz porywom serca od tak sobie. W większości przypadków. - powiedział i pstryknął palcami. Normalnie o ciebie się trzeba starać. Przesunął palcem za uchem i poszorował się za nim krótko patrząc na podchody jakie czyniła Hiszpanka - Nietypowe? Jest bardzo typowy. Jak większością dzieci, pielęgniarki tak i nim się zachwycały... Co, kolor skóry? - zapytał Adam samemu teraz wlepiając wzrok w dłonie dziecka - Nie, pewnie mu jeszcze pociemnieje. - chciałby bardzo. Im dalej od biologicznego ojca tym lepiej - Oczywiście, że jest żywy. Ma w końcu twoją krew, a nigdy nie należałaś do leniwych i apatycznych. Raczej w tą drugą stronę, swobodnie można podpiąć cię pod choleryczkę. Co on? - pociągnął ją za język chcąc by dokończyła to co już zaczęła. Uśmiechnął się i stwierdził - Widzisz? Mówiłem. Jest twój, a ty czy o tym pamiętasz świadomie, czy nie i tak wiesz jaka jest prawda. - podsumował nie chcąc już dłużej rozwałkowywać czegoś w co nie mógł ingerować. Adam potarł oko i przytaknął swojej żonie - Sama słyszysz, to nie jest nic przyjemnego. Przyniosę ci jutro zdjęcia, to pokażę ci Sobh i całą resztę naszej rodziny. Byli u nas świadkami na ślubie. - wyjaśnił by wiedziała skąd pomysł przyniesienia dokumentacji fotograficznej. Mężczyzna podparł brodę dłonią wyciągając szyje w górę i wpatrzył się niewidzącym wzrokiem w ścianą sali - Nie mówi o tym, bo wie że to niczego nie zmieni. Żyje, z dnia na dzień. Może gdyby został sam byłby inny, ale ma Jeanine i... - zamrugał kiedy uświadomił sobie jak blisko był podzielenia sytuacji życiowej lekarza - Nie mówmy o tym, Ben nie chce pewnie tego rozpamiętywać w nieskończoność, więc i my tego nie róbmy. - uciął krótko, kończąc na tym temat. Zerknął po chwili na Marikę utyskującą na czas i wspominającą o swej cierpliwości, a w zasadzie o jej braku. A mówiłem? Choleryczka z ciebie. - Co niby dlaczego? - zapytał wytrącony z zamyślenia. Nie załapał o co jej chodziło. Kiedy posiała trochę groźbą i postraszyła niewinnych Adam zaczął przeciągle - Mariko, teraz masz odpoczywać i zdrowieć a nie czołgać się po korytarzach jak jakaś niepełnosprawna, ludzka larwa. Pokaż lepiej czy zeszła ci ta gorączka. - ciepła dłoń wylądowała delikatnie na czole Hiszpanki, a Adam mruknął coś niewyraźnie pod nosem, było to chyba jednak aprobujące mruknięcie. Wrócił do poprzedniej pozycji podciągając Juniora trochę wyżej. Mały niezadowolony wychylił się w przód i sięgnął ponownie po kołdrę. Czarnowłosy zgodził się z Mariką w duchu, że może i lepiej by Grace tutaj i teraz nie ściągać, choć marzył o tym by porządnie się wyspać - Hm? Tak, jasne. - powiedział i ujął Juniora ostrożnie. Mały zamiast siedzieć w spokoju, jak zawsze kiedy miał przed sobą w miarę wolną i płaską przestrzeń próbował przemieścić się z punktu a do b, zazwyczaj na półpełzakowato. Mężczyzna westchnął w każdej chwili będąc gotowym do tego by go przytrzymać w razie potrzeby - Chciałabyś dowiedzieć się jeszcze czegoś? Pytaj... - zachęcił ją nie wiedząc już co mógłby jeszcze powiedzieć - I napij się herbaty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:59, 23 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
- Wybacz, źle to zrozumiałam. Ty pomyślałeś o czymś innym, a ja o całkowicie jeszcze innym. - kąciki jej ust delikatnie drgnęły. - Kobiety tak już chyba mają. - Nie żeby broniła pielęgniarki, broń boże, po prostu tak już było, ze kobiety rozczulały się nad dziećmi bez znaczenia czyje one by były. - Wiem. Też by mnie to denerwowało. Jakoś nie wydaje mi się bym potrzebowała rozczulań w stosunku do mojego dziecka. Wystarczy to, ze ja to wiem, a reszta mnie nie obchodzi. Więc akurat to potrafię zrozumieć. Czyjeś wścibstwo potrafi grać na nerwach. - skrzywiła się nieznacznie na samą myśl gdyby miała się zamienić miejscami z Adamem. W obecnej chwili nie było to możliwe i podejrzewała, ze jeszcze przez najbliższy czas nie będzie. Póki skazana była na to nieszczęsne łóżko jej sytuacja wydawała się beznadziejna, choć niektórzy mieli jeszcze gorzej. - Lepiej zapomnijmy o tym bo zacznę się denerwować razem z Tobą, a to już w ogóle jest niepotrzebne. - Akurat to było ostatnim czego im trzeba było na dany czas. Marika powinna się oszczędzać, bo przecież wcale tak wiele czasu nie minęło od jej wypadku, a jeszcze w pełni nie zdążyła nabrać sił. Aby szybciej mogła wyzdrowieć musiała w dużej mierze sama o siebie zadbać. - Tak, wiem, ale z drugiej strony.... Nie to nie normalne. Jak w ogóle można zapomnieć to, ze się kogoś kochało? Tak jak by mi ktoś zresetował całą gospodarkę uczuciową? Wiem, ze nie poznaję. I faktycznie tutaj masz rację, ciężko cokolwiek czuć do kogoś nieznajomego,a le dla mnie to bardzo dziwne. - pokręciła głową na boki. To jej się wcale, a wcale nie podobało. Nic na to nie mogła poradzić jak jedynie czekać na rozwój wydarzeń. - Może.... Faktycznie za dużo od siebie wymagam. Chciałabym wszystkiego na raz, atak się po prostu nie da. To co mogę zrobić sama to ok, ale to na co nie mam wpływu bo jestem zależna od czasu to mnie wcale nie pociesza. - westchnęła cicho nabierając głębiej powietrza w płuca. Po chwili wypuściła je z cichym świstem oddychając już normalnie. Czuła, ze to ją po prostu wyczerpuje. - Truliśmy? - parsknęła śmiechem starając się sobie to wyobrazić. - Co masz na myśli? To, ze byliśmy jakimiś rywalami czy co? - zaciekawiło ją to. Wlepiła w niego spojrzenie proszące o odpowiedź, bo chciała posłuchać o tym więcej. Im więcej słyszała nowych faktów tym więcej miała mętliku w głowie, ale i tak jej życie bardziej wydawało się ekstrawaganckie jak i kolorowe. Jak jazda na rollercosterze - Choć kolorowe to raczej nie właściwe słowo. Jej życie raczej było zwariowane. Tylko ona miała takie zdolności do pchania się w kłopoty. - No, zobaczymy jeszcze choć raczej mi się nie wydaje aby to nastąpiło, ale tak zobaczymy. - kiwnęła nieznacznie głową. - Też byłam taka żywiołowa i jaka jeszcze? Coś czuję, ze nie można byłoby mnie określić mianem 'dobra'. Oczywiście wnioskuję po swoim zachowaniu chociażby tutaj. -podrapała się zafrasowana po policzku. Ciekawiło ją to. Z drugiej jednak strony sama nie wiedziała czy chce wiedzieć jaka była, a jeżeli jej się to nie spodoba wcale? Od prawdy nie ucieknie, ona ją dopadnie prędzej czy później. - Być może. W końcu swego nie da się wyprzeć. Mam nadzieję, ze mój stan jest tylko przejściowy bo mam zamiar się jak najszybciej z tego wyleczyć i opuścić ten szpital mając nadzieję nigdy więcej tutaj nie trafiać. - starała się uśmiechnąć, ale nikle jej to wychodziło. - Rozumiem. Dobrze, to jakoś bardziej mi to chyba zobrazuje. Zobaczenie tego na własne oczy. - Niekoniecznie chciała siebie zobaczyć w sukni ślubnej, choć z drugiej strony dlaczego właściwie nie? Mogła popatrzeć na to jak wtedy wyglądali. - No cóż czasu nie odmieni, a rozpamiętywanie niczego nie da. W tej sytuacji tak chyba trzeba. Ma dla kogo się starać i żyć i chociażby dla niej samej musi mieć na to wszystko siły choć na pewno nie jest to łatwe. - Dla niej nie było by. Ona jest kobietą, a kobiety reaguję bardziej emocjonalnie. Co nie znaczy, że faceci nie czują niczego. - Nie będę go o to pytać, nie chcę aby rozdrapywał stare rany. I my też... Tak, nie mówmy nie trzeba. Dość cierpienia jest wokoło. A mnie to rozczula. - Nie chciała płakać. Choć nie w zasadzie nie pamiętała jak wygląda Sobh. No, ale do Bena czuła sympatię więc z właśnie takiego powodu mogłaby się popłakać. Wolała tego uniknąć. - No przecież nie będę. Żartowałam tylko. - Dziwne miała żarty, a przynajmniej w dziwny sposób je wyrażała. - Raczej trudno byłoby mi się podnieść z tego łóżka, a jak już to chyba po to by zemdleć z bólu. Moja noga nie utrzymała by ciężaru mego ciała, a żebra. Każdy ruch sprawia mi ból to co dopiero gdybym miała usiąść? Wykluczone. - To odpadało póki co. Pozwoliła mu dotknąć swego czoła. Zamrugała kilkakrotnie powiekami czekając na werdykt. - Już jest lepiej. To było chwilowe. - Jak ona błacho do tego podchodziła, ze aż dziw. - Nie ma się czym martwić nie umrę od tego. - Czasami nawet odnosiło się wrażenie, że Marika z taką lekkością traktuje swoje zdrowie jak by kwestia śmierci w ogóle ją nie ruszała. Po chwili otrzymała synka u swego boku. Długo jednak go nie mogła przytrzymać obok siebie bo on był ruchliwy, a Marika nie mogła za nim podążać, ale nad nimi pieczę sprawował jej mąż gdyby coś się działo. - Hej mały. - uśmiechnęła się do synka ciepło. Na moment zwrócił ku niej ciemne tęczówki oczu, które wydawały się wpatrywać w nią z zaciekawieniem. Wyciągnął małą dłoń w stronę jej włosów, a gdy nie mógł ich dosięgnąć z niezadowoleniem zaczął szukać innej rozrywki. Przytrzymywała go dłońmi by nie zrobił sobie krzywdy. W międzyczasie przelotnie spojrzała na Adama wzruszając ramionami, bo nie wiedziała o co mogłaby zapytać jeszcze? Coś jednak wynalazła. - To może opowiesz mi trochę o nas? Jak się nam żyje? I tak ogólnie. Jak wolisz, a jak nie mąż ochoty to nie musisz. - Nie zmuszała go do tego. To był jego wybór jak postąpi najwyżej się nie dowie, a wyczuwała, ze Adam nie lubi za bardzo się rozgadywać. Odgarnęła mały kosmyk włosów z czoła dziecka przeczesując go na bok. Musiała podzielać uwagę między Adama, a syna. - Przytrzymaj go chwilkę. - Kiedy to uczynił chwyciła w dłonie kubek z gorącą herbatą. Podmuchała do środka i napiła się mały łyk z zadowoleniem przymykając oczy co uwydatniło się na jej ustach, które rozciągnęły się w szeroki uśmiech. - Oj tak, tego mi trzeba było. Taka mi smakuje najbardziej. - Herbata była prawie wręcz czarna, mocno zaparzona, miała swój smak w przeciwieństwie do tamtej lury, którą zmuszona była wypić. Odstawiła kubek na swoje miejsce i na powrót zajęła się zabawą z synem co rusz spoglądając na Adama.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:00, 23 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Czarnowłosy nabrał powietrza w płuca, by po chwili ociągania sformułować dość prosty i rozbrajający wniosek - Ty nie możesz zapomnieć jak to jest kogoś kochać, bo i tak tego nie pamiętasz. - nie wiedział jak ma jej to wytłumaczyć, by oboje mieli jasność. Może gdyby to jemu wyczyściło pamięć to też by nie rozumiał, ale stojąc obok i rozważając problem Mariki można było dojść do takich a nie innych wniosków do jakich doszedł Adam. Wzruszył bezradnie ramionami nie potrafiąc jej właściwie pomóc. Odsunął krzesło trochę w tył i wsparł ramiona na łóżku, Junior i tak nie zdążyłby uciec daleko. Położył na nich głowę i przymknął oczy - Truliśmy. - powtórzył po chwili - Nie cierpiałaś mnie i odwrotnie było tak samo. Mówiłem że ogólnie trudno uwierzyć w to ze za mnie wyszłaś, naprawdę mamy podstawy by tak mówić. - wyjaśnił pobieżnie nie za bardzo chcąc się wdawać w szczegóły. Musiałbym tłumaczyć raz jeszcze całe zajście z Aaronem, a nie chciałbym. W końcu kiedy dowiesz się że zostałem z tobą głównie przez Juniora... To chyba nie sprzyja porywom serca. Poprawił ułożenie głowy i zaczesał włosy za ucho by mu nie zawadzały i nie łaskotały w nos - Tak, byłaś i jesteś żywiołowa. Dlaczego nie? - zapytał unosząc na moment jedną powiekę. Zerknął na Marikę marszcząc brew - To zależy jak ktoś sobie definiuje dobro. - mruknął w pościel - Według mnie jesteś bardzo dobra. Czasem aż za dobra. - pochwalił kobietę tonem pełnym niekłamanej dumy. Słysząc jakie Marika ma zamiary odnośnie szpitala Adam uśmiechnął się w duchu wiedząc że prędzej czy później i tak tam trafi, choćby za niecałe dziewięć miesięcy - Przecież nie będą cię tutaj trzymać na siłę. Bądź spokojna. - powiedział cicho patrząc na dłoń kobiety spoczywającą niedaleko jego twarzy. Wystarczyło podnieść wzrok trochę w górę by widzieć pokiereszowaną twarz Hiszpanki. Rzadko spoglądał na nią z dołu - Nie muszę ich przynosić, jeśli nie chcesz. - wspomniał słysząc ton jakiego użyła. Wiedział że nie była do tego przekonana, jednak coś musiał jej zaproponować, bo nie wyobrażał sobie siedzenia tutaj jutro i udawania wszechwiedzącego. Adam zamknął ponownie oczy i stłumił ziewnięcie. Dość już wtedy płakałaś, wystarczy. Najchętniej wyciągnąłby się obok Mariki i zasnął, ale nie mógł i pozostawało mu tylko leżenie a w zasadzie półleżenie w tej niewygodnej pozycji przypominającej pierwszego lepszego pijaka - Ale co mam ci o nas opowiedzieć? - zapytał chcąc by bardziej to sprecyzowała - Dobrze nam się żyje, bynajmniej takie jest moje zdanie. - stanowczo zbyt łatwo naginało się prawdę mając zamknięte oczy - Jesteśmy jak każde małżeństwo. Czasem się kłócimy, bo każde z nas ma swoje racje i uwielbia ich bronić, choć zawsze znajdzie się jakiś kompromis. W większości przypadków moje zdanie wygrywa, można to nazwać kompromisem... Mieszkamy w Forks, choć zdarza się nam dłuższy wypad do Nowego Yorku. Ja pracuję... Powiedźmy że na odległość, ty nie, narazie masz się czym zajmować. - wskazał krótko na Juniora, który będąc za daleko bezowocnie wyciągał dłoń w stronę ojca. Adam wsparł na materacu łokieć i spojrzał na Marikę przedstawiając jej dalej poszczególne fakty z ich dotychczasowego życia. Wyprostował się i objął małego ramieniem, na które ten spojrzał zaskoczony ale zaraz pociągnął za pasek od zegarka który się pokazał na nadgarstku mężczyzny - Wiem, co ci smakuje. - zauważył uśmiechając się z lekkim politowaniem - Co jeszcze... Nie wiem. Obok nas mieszka... Mój brat. - zakończył nagle. Nie chciał jej mówić o Judit tym bardziej że nie wiedział gdzie ona przebywa, ta sprawa najpierw musiała się wyjaśnić i lepiej by Marika niczego narazie niczego nie wiedziała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 1:14, 24 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
- Nie? - uśmiechnęła się delikatnie. Oblizała sobie językiem dolną wargę, która trochę wydawała być sucha. Górnej nawet nie chciała dotykać, bo rana na niej wciąż bolała. - Nie o to chodzi. - pokręciła głową na boki jak by wcale nie zgadzała się z Adamem. - To znaczy... Hm... Ciężko mi to Tobie wytłumaczyć, ale spróbuję. - choćby miało to ją wysilić. Zamiast w końcu odpoczywać nadwyrężała umysł by sklecić te parę zdań. - To nie tak. Chodzi mi o to, że zanim straciłam pamięć wiedziałam co to miłość. Wiesz, najwidoczniej kochałam Cię, tak? A teraz tego nie pamiętam, nie mogę przez wzgląd na utratę pamięci. Mówisz, że nie mogę zapomnieć, bo nie pamiętam. Owszem, ale z drugiej strony kiedy się kogoś kocha, to w środku tam, coś powinno być? - wskazała kciukiem na miejsce w którym znajdowało się jej serce. - Więc jeżeli kocham Cię to tam się powinno to zrodzić, a na pewno nie zostać zapomniane, rozumiesz? - Nie była pewna czy Adam zrozumie sens jej słów, a jaśniej nie umiała mu teraz tego wytłumaczyć. - Nie cierpiałam? - zaczęła się śmiać. - Mówią, ze od nienawiści do miłości jest jeden krok więc musiałeś na prawdę mnie do siebie przyciągnąć. Jestem bardzo ciekawa jak to się stało, ze jesteśmy razem skoro się nie cierpieliśmy. - To jednak nie był temat na dalsze wałkowanie go dzisiejszego dnia. Może kiedyś indziej. - Kiedyś zapytam Cię ot o znowu, ale nie dziś. - dała trochę wytchnienia własnemu mężowi. W końcu przypominanie jej tego wszystkiego również wymagało dużego wysiłku, a miał i tak co robić. Musiał się zajmować ich synem kiedy ona nie mogła. - Miło, że tak mówisz, choć to w końcu Twoje zdanie. Każdy może postrzegać mnie inaczej, na przykład taka pielęgniarka? - uśmiechnęła się zadziornie i posłała mu oczko. - Na pewno nie zapałała do mnie sympatią. - to akurat jej nie martwiło. Nie zabiegała o to. - Na razie będę badać grunt po własnymi nagami. I zobaczymy jak jest grząski. - Nic innego jej nie pozostawało. Nie chciała polegać jedynie na opinii innych osób, ale na też własnym osądzie, choć wiadomo czy będzie racjonalny? Marika strzeliła kostkami palców by rozluźnić ręce po chwili. Zakryła usta dłonią by ziewnąć. To ziewanie było strasznie zaraźliwe patrząc na jej męża. Też jej się zachciewało spać. - Nie byliby nawet w stanie i jestem spokojna. Na razie jestem. - nie było przecież powodów do denerwowania się. Jezu, jaka ona czuła się zmęczona jak by uszło z niej całe powietrze. Jak taki flak nie mający siły na nic nawet ciężko jej było unieść rękę w górę. - Nie, nie. Przynieś, chcę zobaczyć. Nic mi to nie zaszkodzi, a może pomoże cokolwiek sobie przypomnieć, poza tym chcę zobaczyć jak wyglądała ? - Szukała w głowie imienia, które niedawno powiedział na głos Adam. - Sobh? Dobrze mówię. - Nie było dla niej przyjemnym to, ze ma problemy z zapamiętaniem tak prostej rzeczy jak czyjeś imię. Zerknęła na Adama z dezaprobatą kiedy nakryła go, ze się jej przygląda. Ich oczy na moment się spotkały. - Coś ze mną nie ta, że się mi tak przypatrujesz? - wypaliła bez zastanowienia. Na jej policzki wypłynęły nieznaczne rumieńce. Zaśmiała się nerwowo nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, zwłaszcza dla niej. - Wiem, że moja twarz nie wygląda teraz do najbardziej pociągających. - starała się to powiedzieć w formie żartu. - Nic na to nie poradzę, że była tak bardzo podatna na obicia. - westchnęła z niebywałą delikatnością jak by oswoiła się już z tym dawno. Jak by to stało się kilka tygodni temu, a nie zaledwie trzy temu. - Nie wiem, tak ogólnie chciałam zapytać. - wzruszyła ramionami zbierając informacje, które udzielał jej Adam. - To najczęstsze problemy w małżeństwach, ale chyba jeszcze gorsze są gdy jedna strona nie chce popuścić, ani pójść na żaden kompromis. - Skoro jednak oni się dogadywali to było w porządku. - Tak Ben mi wspominał, że byłeś w Nowym Yorku. Czym się zajmujesz jeżeli mogę zapytać? - nie musiał jej odpowiadać, pytała z czystej ciekawości. - A ja? Czym się zajmowałam zanim urodziłam syna? - o sobie nie wiedziała prawie niczego. Ta luka nie została prawie niczym zapełniona. - Rozumiem. To choć trochę jakiś informacji. - ziewnęła przeciągle zasłaniając ponownie usta dłonią. Otarła z oka spływającą łezkę, która się tam zabłąkała. Przetarła zaczerwienione oczy. Okropnie jej się chciało spać. - Boże, ale jestem zmęczona. - powiedziała spokojnie nim uświadomiła sobie, ze mówi na głos. - Nie żebyś mnie męczył. - Dodała po chwili jak to co wcześniej powiedziała miało być normalną wypowiedzią. Syknęła cicho kiedy noga ją zabolała. Podrapała się po prawym ramieniu okrywając się szczelniej kocem. - Myślę, ze na dziś wystarczy mi tych informacji. Mój mózg raczej w obecnej chwili więcej nie przetworzy. - ułożyła sobie wygodnie głowę na poduszce przymykając na moment umęczone powieki. Potrzebowała trochę odpoczynku. Nie miała serca wyganiać Adama stąd. Było już dość późno wnioskowała po tym, ze na dworze było już ciemno, a godziny wizyt powoli się kończyły. Poza tym mały zapewne nie długo też zacznie marudzić, bo będzie chciało mu się spać. Pogłaskała go jeszcze raz nie mogąc się nim nasycić. - Uniosła lekko powieki patrząc na nich z pół przymróżonych oczu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:40, 24 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
A co? Może tak? Westchnął w duchu nie mając wcale ochoty słuchać Mariki. Jak dla niego sprawa była już zamknięta i niewiele mogli zrobić jak tylko czekać i przyzwyczajać się wzajemnie do siebie jak i do tych nowych, trochę niecodziennych warunków. Skąd mogę wiedzieć czy mnie jeszcze kochałaś? Podejrzewam że tak, ale kto to wie do końca? Może faktycznie było ci ze mną źle? Teraz to wszystko takie... Sztuczne. - Owszem Mariko. Zgodzę się z tobą, ale nie możesz kochać kogoś kogo nie znasz. Kiedy wszedłem tutaj rano, to nie miałaś bladego pojęcia kim dla ciebie jestem, a co za tym idzie nie mogłaś i nie możesz określić czy kochasz czy nie. To tak jakbyś miała kochać pierwszego przechodnia na którego spojrzysz. Tak nie można. Nie mówię że to uczucie jest ci obce... Problem w tym że nie masz obiektu którego ono dotyczy. Nie pamiętasz go. - zakończył stwierdzając ze brzmi to głupio i melodramatycznie, a także bezsensownie. Poza tym powiedzenie o sobie w jakimś dziwnym, nieokreślonym rodzaju do niego nie pasowało, bo Adam zazwyczaj hołdował pierwszej osobie liczby pojedyńczej. Ja. Reszta była mniej istotna - To było... - zaczął zastanawiając się nad tym - Niecodzienne. - ruszył nieznacznie głową zgadzając się jeszcze o tym opowiedzieć w innym terminie. Był jej za to wdzięczny, wyczerpała go chyba doszczętnie, bo i tak jak dla Mariki uciążliwym było przyswajanie tego co powinna znać od dawna, tak dla Adama opowiadanie o tym było męczące - Ta pielęgniarka to idiotka. Zostaw ją. - zarządził zachowując się tak jakby to jemu, a nie jego żonie zaszła osobiście za skórę - Nie wiem czy to cokolwiek zmieni. - mruknął sceptycznie, bardziej do siebie niż do Hiszpanki leżącej obok niego - Ale jeśli chcesz, to w porządku, przyniosę je. - zobligował się przypominając sobie gdzie upchnęli to wszystko. Był chyba za tym by zakopać je w ogrodzie, albo spalić, bynajmniej pozbyć się i obrazu wideo i fotografii - Tak. Sobhian Blackrose. - czarnowłosy nie przestał wbijać swego spojrzenia w oczy kobiety z sadystyczną przyjemnością patrząc na nią dalej, mimo upomnienia - Nie, pomijając te wszystkie... - miał na myśli mniejsze czy większe szramki - Wszystko jest tak jak być powinno. Podobasz mi się, a tego chyba nie można podciągnąć pod coś negatywnego. - stwierdził gładko, jakby mówił jej takie rzeczy co pięć minut. Rzadko tak bezpośrednio i jasno wyrażał swoje uczucia - Przestań więc czerwienić się tam gdzie nie jesteś opuchnięta, czy posiniaczona, ty podatna na obicia kobieto. - zakończył zgryźliwie, używając sobie na jej słowach. Czuł że od tego wyciągania się już zaczynają go boleć plecy i za moment wyprostowanie się w pełni będzie nie lada sztuką okupioną cichym jękiem. Powiódł wzrokiem po sylwetce Juniora, który w końcu zagrzał stałe miejsce i nie wykręcał się spod ramienia ojca nadal zajęty zegarkiem, a dokładniej końcówką jego paska - Oczywiście że możesz. - powiedział z przyganą. Nie bądź głupia Marii. - Mam biuro nieruchomości. Prowadzę je razem z Markiem i Robertem. Dobrzy znajomi. - słowa 'przyjaciel', używał raczej od święta. Z resztą chyba żadna z jego znajomości nie zasługiwała na takie miano - Ty jesteś księgową. Z tego co jednak wiem nie zajmowałaś się tym odkąd zawitałaś do Forks. Najpierw pobyt tutaj traktowałaś jako czas wolny, a później... Tak się złożyło że już nie musiałaś pracować. - zaserwował jej chyba jedno z najbardziej mglistych wytłumaczeń jakie mógł wymyślić. Nie rozjaśniało niczego, nie tłumaczyło dokładnie, było ogólnie rzecz biorąc niczym konkretnym. W sam raz na Adama który lubił ogólniki, tym bardziej jeśli to on raczył nimi, a nie nimi raczono jego. Wyprostował się i tak jak myślał zabolało go w plecach - Śpij. - mruknął patrząc na Marikę podobnie zaspanym i umęczonym spojrzeniem jak i jej - Posiedzę tutaj jeszcze trochę, a ty śpij. - nie musiał jej przekonywać godzinami, bo kiedy chciał czyjeś zdanie wymusić przychodziło mu to bardzo łatwo. Po pół godzinie, kiedy Marika spała, a mały Adam zaczął przejawiać coraz to głośniejsze oznaki niezadowolenia, jego ojciec, chcąc nie chcąc, bo zdążył już stwierdzić że krzesło jest nawet bardzo wygodne, musiał salę opuścić by nie przerywać odpoczynku swojej żonie. Obiecując sobie że jutro będzie przytomniejszy obdarzył ją trąceniem policzka ustami i wyszedł w duchu gderając na Juniora. Nie chciało mu się iść do domu. Było po prostu za daleko.
/ Obrzeża / Dom Adama Knight'a / Korytarz / Kuchnia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:32, 25 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
- Tak masz rację. Nie wiedziałam, bo niby skąd? Nie mam na to wpływu. - wzruszyła ramionami. Kolejne słowa Adama ją uraziły. Mówił do niej tak jak by w ogóle nigdy nic do siebie nie czuli. Ona nie pamiętała, ale jak było wcześniej. - Nie pamiętam i nie mogę, ale skąd możesz wiedzieć jak było przed moim wypadkiem? Mówisz tak jak bym w ogóle do Ciebie wcześniej nic nie czuła,a skoro jestem z Tobą, a przynajmniej mi się tak wydaje, to musiałam Cię kochać. Sam powiedziałeś nie jestem z Tobą z poczucia obowiązku,a co za tym idzie innej drogi wyjścia nie widzę. - przygryzła dość silnie dolną wargę. Odetchnęła głęboko i przecięła ręką powietrze ucinając tym samym ten temat, na który nie miała ochoty więcej mówić. To ja tylko denerwowało tym bardziej , ze nie mogła sobie niczego przypomnieć. Więc tym samym nie mogła się bronić przed osądami Adama. W tym temacie brał nad nią górę. Zresztą na obecną chwilę w większości. - Po pomstuję sobie na nią w myślach. - powiedziała już dużej spokojniej, ale w głowie wciąż jej się kotłowały myśli o tym co powiedział niedawno Adam. Czuła się wobec tego taka bezsilna. Jak ona pragnęła sobie przypomnieć to co utraciła. Była jak bezbronne dziecko. - Jeżeli dla Ciebie to jakikolwiek problem to nie przynoś. Obejdę się bez tego. - Nic na siłę. Jak by miał się z tym męczyć to bez sensu. Kiedyś i tak w końcu je zobaczy. Pominęła fakt imienia i nazwiska kobiety, ale zapamiętała je sobie jak by właśnie notowała to na kartce. Nie mogła przyzwyczaić się do tego, ze wciąż się w nią tak bardzo wpatruje. Nie wiedziała czy na jego słowa ma się uśmiechnąć czy płakać. Jakiś bezwiedny uśmieszek zabłąkał się na jej ustach. Wszystko co miałaby powiedzieć wydawało jej się strasznie denne. - Raczej chyba nie. To chyba naturalne? Skoro jestem Twoją żoną? - bardziej zapytała niż stwierdziła. - Nic na to nie poradzę. - rozłożyła bezradnie ręce na boki. Przetarła dłonią policzki starając się ochłonąć. Po kilku minutach jej twarz już normalnie miała swój koloryt. - Po prostu to dla mnie takie trochę niecodzienne. To znaczy nie jestem w tej chwili do tego przyzwyczajona. - Przestała się plątać w słowach bo mogła się jeszcze bardziej jedynie pogrążyć, a tego na pewno nie chciała. Mimo uszu puściła jego zgryźliwy ton nie chcąc go słyszeć, albo nie dopuszczając do siebie, ze w stosunku do niej mógłby go użyć. No i co się tak na nią uwziął? Pytała normalnie. Skąd mogła wiedzieć czy chce odpowiedzieć? To chyba było najbardziej rozsądne niż narzucać się ze swoimi pytaniami. - Jakie to podobne do siebie? Biuro nieruchomości i księgowość. - uśmiechnęła się delikatnie. To tak jak by nie daleko padało jabłko od jabłoni. - Wolny czas? - prychnęła cicho pod nosem. - Powiedź lepiej, że się obijałam. - Tym razem to ona użyła zgryźliwego tonu. Wcale jej się to nie podobało. - Mówiłeś, że jestem żywotna, a wolny czas do tego nie pasuje. - pokręciła delikatnie głową na boki. Później to wiadomo, ciąża to raczej mało kobiet pracuje, ale z drugiej strony gdyby chciała? Księgowość nie była aż tak ciężkim zadaniem oprócz tego, że siedzi się za biurkiem. Nie mogła niestety narzekać na siebie jawnie bo nie wiedziała tak dokładnie dlaczego nie pracowała będąc tutaj. Dwa razy jej powtarzać nie musiał. Choć była nieco wzburzona i nie wiedziała czy uda jej się zasnąć. - Tak, zaraz. Nie, jeżeli nie chcesz nie musisz. - rzuciła głupio. Nie komentowała tego więcej. Ułożyła wygodniej głowę by nie rozbolał jej kark. Znów przymknęła powieki wsłuchując się w ciszę panującą w pokoju. Naraz zwaliło się na nią całe zmęczenie. Po kilku kolejnych minutach spała już mocnym snem. Chyba nic nie było w stanie ją obudzić. Kiedy Adam jeszcze siedział w sali ona niczego nie świadoma śniła o jakiś dziwnych rzeczach, którego znaczenia nie potrafiłaby określić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marika Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z piekła Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:20, 29 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Nie było jej w stanie raczej obudzić nic. Tylko raz nad ranem kiedy był obchód była zmuszona do otworzenia swych powiek, ale zaraz po tym zasnęła znowu. Kiedy obudziła się było już dobrze po 9 rano. Można było powiedzieć śmiało, że była w miarę wyspana i nawet w dobrym humorze biorąc pod uwagę, ze leżąc w jednej pozycji nie było najwygodniej, ale jakoś dawała sobie z tym radę. Kiedy się przyzwyczaiła do tego nie było nawet aż tak źle. Niebawem po tym zjadła śniadanie, którego nie mogła zaliczyć do najsmaczniejszych i najpożywniejszych. Lepsze to niż nic, bo jeść cokolwiek musiała. Ostatnio i tak mało co przecież jadła. A po śniadaniu gdy pielęgniarka pozbierała talerze z pokoju ponownie odwiedził ją mąż z synem. Trochę jej raźniej było z tego powodu. Nie lubiła siedzieć sama w sali jak palec, co bardzo ciążyło na zdrowie i psychikę, ale zarówno Adam jak i Benjamin i nawet czasem Jean dbali o to by sama nie była i zawsze miała co robić, no chociaż niezbyt wiele leżąc w łóżku, ale rozmowa była dobra. Z chęcią zasłuchiwała się dla relaksu w baśniach czytanych przez blondynkę, która w jej sercu znalazła sobie miejsce zarówno tak samo jak jej syn, ale to było coś innego, bo on był na pierwszym miejscu bezapelacyjnie i już teraz bez niego nie wyobrażała sobie kolejnego dnia. Tak jak mówili z Adamem znalazł drogę do jej serca, no cóż czego samego nie mogła powiedzieć o mężu. Oczywiście widziała jak bardzo się stara i w ogóle i była z tego powodu na prawdę bardzo zadowolona jednak nie potrafiła ot tak sobie powiedzieć mu, ze go kocha czy ogólnie dać się dotknąć więcej niż zwykły buziak w policzek. A i z tym często miała opory. Kolejne dni leciały jej jak szalone. Dużo się dowiadywała o sobie jak nie od czarnowłosego to od lekarza, ale im więcej wiedziała tym większy miała mętlik w głowie i strasznie trudno jej było się z tym uporać czego nie pokazywała na zewnątrz skrywając w sobie. Uważała, ze tak właśnie będzie najlepiej. Czasem się śmiała z przekomarzań dwóch mężczyzn. Były to takie chwile kiedy od czasu do czasu mogli o byle pierdołach porozmawiać. I to jej też dużo dawało. W zasadzie to minęło już dwa tygodnie odkąd tutaj była. I kilka pozytywnych rzeczy się stało. Mianowicie jej twarz bardziej przypominała już kobiecą, bo sińce i ślady zadrapań prawie, ze całkiem zniknęły. Żebra tez jakoś mniej ją bolały i co raz to mniej na nie narzekała, aż prawie, ze w ogóle. I jej noga. Rana zagoiła się na tyle iż można było jej założyć gips co ją uradowało. Nie obyło się bez kilku przestróg z ust przyjaciela, ale ona była tak bardzo tym zaaferowana, że prawie w ogóle go nie słuchała. Co nie znaczy, ze nie będzie się do tego stosować, skądże znowu. Co do pamięci, to żadnych postępów u siebie nie zobaczyła, poza paroma dziwnymi koszmarami, ale na to też nie zwykła się skarżyć. Spojrzała za okno. Mąż obiecał jej zabrać ją chociażby przed szpital gdyby była ładna pogoda, a była co znaczyło, ze choć na chwilę się stąd wyrwie. Mogła nawet jechać na wózku inwalidzkim byle tylko na żywo zaczerpnąć świeżego powietrza. A jeszcze bardziej nie mogła się doczekać dnia gdy stąd wyjdzie. I chyba zaczynała twierdzić, ze w domu może również poleżeć, a czując się o wiele lepiej. Będzie musiała zapytać Benjamina czy da radę? A raczej będzie go zmuszać do tego. Miała tego szpitala po dziurki w nosie wraz z całym personelem oprócz oczywiście Bena. Z nim zawsze jej się miło spędzało czas. Był takim człowiekiem, że ciężko było się przy nim, nie uśmiechać. Co raz to też bardziej przyzwyczajała się z myślą, że utrata pamięci to nie aż tak wielka tragedia i w końcu sobie wszystko przypomni, wraz z miłością do męża. Musiał być cierpliwy, a widziała, że był bo inaczej nie potrafiła. Przyzwyczajała się dopiero do niego. Szło jej to oporniej niż do reszty i sama nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie dlaczego, a bardzo chciałaby wiedzieć. No cóż na widok małego paplającego po swojemu dziecka i wysokiego mężczyzny, którzy weszli do sali usta same rozciągnęły jej się w szerokim uśmiechu. Wyglądała wtedy tak uroczo z tą burzą loków okalającą jej twarz, wykrojonymi ustami śmiejącymi się i ciemnymi oczami błyszczącymi blaskiem. Wcale nie wyglądała jak kobieta, która dwa tygodnie temu miała wypadek. Teraz była o wiele spokojniejsza, ale tylko w ich towarzystwie. Jej ręce od razu rwały się do tego by wziąć małego do siebie i przywitać się z nim, ale zawsze czekała na zgodę współmałżonka. I zawsze tą zgodę otrzymywała, bo jakże można było matce odmówić radości płynącej z widoku własnego dziecka, no jak? I za to Marika była mu wdzięczna. I za to, ze miał cierpliwość przychodzić do niej pomimo wszystko jak go traktowała. Niby rozmawiała z nim normalnie, ale jednak czuć było pomiędzy nią, a nim pewnego rodzaju dystans, który płynął od niej, ale dobrą wiadomością było to, że się zmniejszał po trochę. Już nie był tak wielkich rozmiarów jak na początku. Jednak trochę czasu zajmie jeszcze nim wszystko zostanie odbudowane. Miała wrażenie, ze ten szpital po prostu ją ogranicza. I tutaj nie może się rozwinąć. Ciekawa była jak za to będzie w domu? To się wszystko okaże jak zawsze w praniu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Wto 17:29, 29 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|