Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ronald
Człowiek
Dołączył: 21 Wrz 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 16:34, 31 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Tak. Adam nie umiał kłamać. Ron westchnął tylko. Miał swoje własne zdanie co do mierzenia się z jego problemami. Uśmiechnął się, gdy Brenda ukazała się w progu. Ona też była zaskoczona. - Adam.. Coś ... Cześć - mruknęła ledwo słyszalnie. żona Ronalda, nie pamiętała jego kuzyna tak dobrze. Farmer zdjął z głowy słomiany kapelusz. - Nie będę dzwonić - puścił oczko Brendzie. To Ona zadzwoni. - Na ile chcesz zostać.. Ja bym Cię uwiązł na miesiąc.. ale nie mogę?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 16:41, 31 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Skrzyżował ramiona i patrzył na niego, na nią i na ich córkę. Cofnął się o krok i trafił na ścianę. Westchnął i uniósł wzrok w górę. Dopadło go uczucie osaczenia. Na wąskim korytarzu czwórka osób to za dużo. Spuścił wzrok w dół czując lekki ból. Zacisnął usta w wąska linię - Nie możesz mnie wiązać. - powiedział twardo modląc się by przestali wlepiać w niego spojrzenia - Nie jestem psem u budy...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ronald
Człowiek
Dołączył: 21 Wrz 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 16:46, 31 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ronald pokręcił z rozbawieniem głową. Obserwacja kuzynka wywoła śmiech. - Jesteś dziki. Zachowujesz się jak małe dziecko. Doprawdy... Nie jesteś psem. Tylko ciągle tym samym gówniarzem jakim byłeś wcześniej. Może bardziej wystraszonym. Przejdzie Ci - stwierdził wciąż rozbawiony. - Kochanie - zwrócił się do Susan - Leć na do Tv - dziewczynka wycofała się wgłąb pokoju. Brenda tez wróciła do kuchni. Była mądrą kobieta i wiedziała, że powinna się wycofać. - Naprawimy Cię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 16:53, 31 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Adamowi zrobiło się naprawdę miło na sercu kiedy usłyszał jaką opinię ma o nim jego kuzyn. Zasłużył sobie na nią w pełni. Nie mógł czuć się do końca rozluźnionym skoro ciągle jak bumerang powracało do niego to co zrobił - Tak jestem idiotą. - przyznał bez cienia ironii, jak najbardziej poważnym tonem. Spojrzał na niego i prychnął - Próbuj. Dobrze wiesz że sie nie da. - przysiadł na schodach i oparł się o ich poręcz - Nic się nie zmieniło przez te dziesięć lat. Nie urosłeś ani o centymetr.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ronald
Człowiek
Dołączył: 21 Wrz 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:10, 31 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Kuzyneczek miał coś na sumieniu, skoro sam siebie obrażał. Do tego tak poważnie. Ron znów się zaśmiał. Wyszczerzył zęby - Daj sobie spokój. Jesteś w moim domu, a w moim domu wszystko da się naprawić. - potem słysząc komentarz dotyczący swojego wzrostu, stanął na palcach i wyprostował się znacznie- Mówisz? Ja bym powiedział, ze urosłem. - znów się zgarbił - Nie. Zmalalem. Starzeję się. Rusz dupsko - rozkazał mu i pociągnął za sobą rzeczy Adama. - Idziemy do pokoiku. Rozpakujesz się i przemyślisz swoje zachowanie. Będziesz miał czas by przygotować się do spowiedzi która Cię czeka. - poczekał aż Adam wstanie. Zaprowadził go do tego samego pokoju w którym spała Grace. Brenda uprzątnęła tu zaraz po jej wyjeździe. Żonka lubiła porządek, jak nic. - To ja Cię zostawię. A TY myśl. Wrócę tu, tylko wytłumaczę reszcie familii... no wiesz... widziałeś jej minę. - chodziło mu głównie o Brendę - no wrócę. Rozpakuj się. - wyszedł z pokoju, zostawiając Adama samego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:59, 31 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Popatrzył na Ronalda znudzony. Nic nie mogło go rozśmieszyć. Próby kuzyna wydawały mu się przesadzone i karykaturalne. Wywoływały jedynie kpiący uśmieszek na twarzy Adama. Odwrócił od niego wzrok i wpatrzył się w bliżej nieokreślony punkt na podłodze. Żałował że tu zawitał. Wstał i poszedł za nim na górę. Zaczynał go drażnić. Wsunął dłonie do kieszeni wpatrzony w plecy mężczyzny. Wszystkie jego zdrobnienia użyte w rozmowie, jego uśmiech, zaskoczenie Brendy i jego gdy go zobaczył, przerażone spojrzenie, to wszystko razem było jak sól na otwartą ranę. A Adam czuł sie tak jakby całe ciało miał rozorane a każda rana paliła coraz mocniej im bardziej uświadamiał sobie co zrobił. Wszedł do pokoju. W nos uderzył go zapach papierosów. Mimo tego że wyjechała wciąż było czuć woń tytoniu. Paliła w nocy... To nie poprawiło mu nastroju. Dlaczego do niej zadzwoniłaś? Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Po co? Chcesz mieć matkę na głowie? Skłonił się niedbale w stronę Ronalda kiedy ten wyszedł. Organizm i umysł Adama działały z opóźnieniem. Nie miał siły na cokolwiek innego. Słucham? Mam przemyśleć? Mam się spowiadać? Tobie?! Roześmiał sie histerycznie. Kpicie sobie ze mnie wszyscy?! Los już wystarczająco wiele razy pokazał mi gdzie moje miejsce! Walczyły w nim dwie osoby. Jedna chciała wrócić do Forks. Zaraz, teraz, natychmiast. Pokierowała nim. Chwycił za klamkę. Nie nacisnął jej jednak. Puścił. Ta druga była silniejsza od pierwszej. Kazała siedzieć w tej zabitej dechami wiosze, cierpieć i pokutować. I tak zrobił to co najgorsze. Nie widział szans na naprawę błędów. O przebaczeniu nawet nie marzył. Popatrzył bez przekonania na wąskie łóżko. Wszedł na nie, nakrył się kocem po sam czubek głowy i zwinął w kłębek. Określenie 'czuję się źle' było ogromnym niedopowiedzeniem. Czuł sie jak ostatni z przegranych, zagubiony w swych kłamstwach, pogubiony w tym co tworzył wokół siebie. Miał taki prosty, wręcz idealny plan dla niej i dla siebie a zepsuł wszystko jednym niedbałym posunięciem. Ronald miał rację. Jestem gówniarzem. Nie umiem jej zapewnić niczego czego by potrzebowała. W co ja uwierzyłem? Całe jego samozaparcie, wiara w siebie gdzieś uleciała. Tutaj to nie było mu potrzebne. Potarł sobie silnie skronie zastanawiając się nad tym czy była już w szpitalu i czy Benjamin jest obok niej. Dlaczego ja wróciłem drugi raz do Nowego Yorku...? Dlaczego nie wyjechałem zaraz po tym jak dałem jej klucze? Jęczał w głębi siebie czując się coraz gorzej. Mimo tego że był środek dnia pod kocem było ciemno. Skłaniało to tylko do jednego. Zamknął udręczone oczy. Zaraz zobaczył Marikę. Zacisnął je bardziej. Znał odpowiedź. Była prosta i oczywista. Bo ją kocham. Problemem stało się dla niego kolejne pytanie. Ale czy teraz ona mnie również?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 1:59, 02 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Obudził się późnym popołudniem. Pruszył lekki śnieg. Odsunął firanę, chwycił się parapetu i wyjrzał przez okno. Zauważył Ronalda krzątającego się po podwórku. Jego nieodłączną towarzyską była mała Susan, a jej z kolei towarzyszyły dwa psy. Adam opadł ponownie na poduszki. Mi nikt nie będzie towarzyszył. Przez zostawienie Mariki stracił to, o co tak bardzo walczył na początku. Tyle energii włożył we wpojenie jej, że na zajściu w ciążę świat się nie kończy i że to będzie piękny okres w jej życiu. Tak bardzo przekonywał ją do tego, że ciąża nie jest niczym złym, że sobie poradzi. Że ja jej pomogę… Przewrócił się na lewy bok i wpatrzył nie widzącym wzrokiem w kąt pokoju. Głupiec. Poruszył lekko głową wciskając ją w ramiona. Ktoś szedł po korytarzu i przystanął pod drzwiami pokoju który mu udostępniono. Zamknął natychmiast oczy. Zachowywał się tak jakby go tu nie było. Przecież mnie już nie ma… Bez Mariki nie było Adama. Brenda. Kroki były lekkie, ewidentnie należały do żony Ronalda. Żony. Wrócił do Nowego Yorku, do obiadu w porcie morskim, do niebieskiego oceanu…
Zerwał się nagle ze słowami na ustach – Nie ja! – przed oczami miał jeszcze obraz Mariki obwiniającej go o coś o czym nie miał pojęcia. Potarł twarz dłońmi próbując się pozbyć z umysłu obrazu jej zapłakanej twarzy. Usiadł na łóżku i zaczął wyłamywać i wykręcać sobie palce. Stał się nerwowy. Był zdenerwowany ciszą, spokojem i ładem, jaki panował w tym domu. Był tu zaledwie kilka godzin, których większość przespał a nie mógł wytrzymać. Dodatkowo drażnił go brak możliwości porozumienia się z narzeczoną. Jego komórka była rozładowana. Nie wyobrażał sobie skorzystania z telefonu w kuchni skoro tam zawsze ktoś się kręcił lub mógł wejść. Nocne telefony odpadały, nie śmiał jej dręczyć. Kostki palców strzeliły i Adam wstał. Lekko zgięty zszedł na dół. Wiedział, że wróci szybko. Miał powody. Pierwszym i najważniejszym było to że nie mógł jej zostawić. Obiecał. Wróci choćby po to by obserwować jak odchodzi z jego życia. Drugi był przyziemny, ale równie palący. Nie wykupił leków a nie był wytrzymały na ból. Gotowe wytłumaczenie… Uśmiechnął się pod nosem. Brenda wyszła zaciekawiona z kuchni i zapytała gdzie się wybiera. Patrzyła na niego nieufnie i podejrzliwie. W Adamie zawrzało kiedy zobaczył jakim spojrzeniem go obdarzyła – Tobie też coś zrobiłem? Nie przypominam sobie… - rzucił zły i trzasnął drzwiami. Poszedł w kierunku końca wsi, nie rozglądając się na boki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 0:25, 04 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Adam szedł poboczem. Chodników tu nie było. Z głową wciśniętą w ramiona i z dłońmi głęboko w kieszeniach zmierzał do miejsca, w którym był tylko raz. Nie rozglądał się na boki. Nie patrzył na inne domy. Ignorował tych, którzy byli na tyle bezczelni by przyglądać się mu zza swych płotów. Grace pokazała mu je, kiedy byli tu oboje na weselu Ronalda. Głowa lekko podrygiwała mu w takt piosenki. Nie liczyło się dla niego to, czego [link widoczny dla zalogowanych] Ważne było, że rytm i słowa zagłuszały jego myśli. Wszedł na teren tutejszego cmentarza. Cudowne miejsce… Pomyślał patrząc na marmurowe bloki leżące na ziemi. Było cicho, zimno i biało. Jego czarne ubranie odcinało się wyraźnie na tle śniegu. Kluczył przez chwilę, a poszukiwania nagrobka utrudniał mu śnieg, który je częściowo przysypał. Stanął w końcu nad tym właściwym. KNIGHT – głosił napis wyryty w kawałku kamienia. Pod spodem były daty śmierci i urodzin jego dziadków. Kiedy tak wpatrywał się w proste litery dostrzegł rzecz tak oczywistą że aż absurdalną. Zaśmiał się cicho nie mogąc w to uwierzyć. Dopiero teraz to do niego trafiło. Dlaczego ja noszę nazwisko matki a nie ojca? Prychnął po chwili przykucając. Głupie nazwisko… Jakbym nie miał poważniejszych problemów na głowie… Patrzył na inne nagrobki z nikłym zainteresowaniem. Nie modlił się. Przyszedł tu by oderwać się od rodziny Ronalda. Tam wszystko było przesycone słodyczą i sielską atmosferą a Adam nie miał sił na takie coś. Słyszał jak małżonkowie odnosili się do siebie. Jak zwracali się do córki. Tęsknił za takim czymś, ale w innym wykonaniu. Powierzył swoje problemy nie żywym. Powierzył je umarłym. Oni jedynie słuchali. Nie mieli jak osądzić. Nie wytykali głośno błędów. Nie mogli powiedzieć ‘dość, nie będziemy cię słuchać.’ Nie mogli go odepchnąć. Przysiadł na zimnym kamieniu i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni czarny notes. Jego kartki były zapisane numerami telefonów, listami okazyjnych zakupów i datami. Marginesy ozdabiały krzywe krzyżyki lub pięcioramienne gwiazdki. Rysował je zwykle z nudów, choć każda była równa i precyzyjna. Położył go na kolanie i dłonią lekko drżącą z zimna zapisał kilka wersów. Ja muszę odejść stąd, dobrze wiem. Więc nie zatrzymuj mnie. Powtórzył pierwszą linijkę i dopisał kolejne słowa. Bo czuję tyle, że zabijam cię. Znów powtórzył. Więc nie zatrzymuj mnie. Ja muszę odejść stąd, dobrze wiem. Tam gdzie zaczyna się noc, a kończy dzień. Tworzył jakiś dziwny rodzaj poezji, tylko i wyłącznie z myślą o swej przyszłej żonie. Jeśli ciągle tego chce… Pomyślał gorzko patrząc na swoje ślady odciśnięte w śniegu. Postawił kołnierz kurtki a czarne włosy nasunęły mu się na oczy. Czy będzie tego chcieć? Siedział uparcie i pozwalał by śnieg, który cały czas pruszył na nim osiadał.
Noc. Pierwsza noc w Haven. Bez przyszłej żony u boku. Jego pokój. Tymczasowa enklawa. Księżyc, kształtem przypominający precyzyjny i doskonały sierp. Adam wpatrzony w sufit i zasłuchany w [link widoczny dla zalogowanych] Nie zasypiał. Bał się tego, co może przynieść mu noc. Jej szloch, jej płacz, jej krzyk. Kwilenie kogoś, kogo jeszcze Adam nie poznał a tak bardzo tego pragnął. Nie mógł się zdobyć na odwagę by wrócić. Bał się wrócić, do Forks, bał się tego, co może tam zastać. Rozpatrywał wszelkie możliwe sytuacje. Liczył się z tym, że kiedy wróci Mariki najzwyczajniej może nie być w domu. Może nie być jej już nigdy… Coś ścisnęło go w okolicy mostka. Zacisnął ramiona wokół poduszki, którą przyciskał do siebie. Było mu tu zimno, było mu tu źle, tęsknił zbyt mocno. Zazgrzytał zębami z bezsilnej złości. Utwór był krótki a Adam odtwarzał go wciąż i wciąż. W kółko. Nie mógł opędzić się od czarnych myśli tak samo jak od partii smyczków.
Ocknął się nad ranem. Spojrzał na zegarek. Była czwarta. Czarny notes spoczywał w jego dłoni. Nie rozstawał się z nim przez te ostatnie parę godzin. Coraz więcej słów powstało i coraz więcej małych obrazków zajmowało jego marginesy. Czarne krzyżyki były wyraźne. Dociskał długopis do oporu i gdyby ktoś przejechał po papierze palcem wyczułby zagłębienia po jego twórczości. W kilku miejscach kartki się przedziurawiły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Adam Knight
Człowiek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 10:05, 04 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Poranek. Oparty o ramę łóżka wpatrywał się w okno, za którym wirowały w leniwym tańcu płatki śniegu. Myślał o Marice. Jego myśli nie zaprzątało nic innego. Zamykał oczy i był obok kobiety. Czuł się jak w lekkim amoku. Wydawało mu się, że czuje ją obok siebie. Wyczuwa jej zapach, słyszy jej spokojny oddech, jej włosy łaskotały go po szyi. Jeśli ciało leczyło się tak jak powinno to cierpiał umysł. Był za daleko od Mariki. Przez swoją zawziętość skazany na samotność. Schował twarz w dłonie. Palił go wstyd. Było mu potwornie głupio, że sam wpędził się w coś takiego. Myślał, że kontroluje każdy nawet najmniejszy aspekt swojego życia. Marika tyle razy mu wspominała, że bierze zbyt dużo tabletek a Adam zawsze zbywał to machnięciem dłoni. Okłamał swą narzeczoną. Okłamał sam siebie. Nie wiedział, co gorsze. Śnieg zaczął prószyć intensywniej. Musiał wrócić. Musiał jej pomagać. Chodzić za nią w mroźne poranki do sklepu, być obok gdyby się poślizgnęła. Być, po prostu być przy Marice… Podjął decyzję. Był mężczyzną i musiał stawiać czoła swoim problemom. Nie należy uciekać. Nigdy więcej. Miał zamiar opuścić Haven jak najszybciej.
Nie miał, czego pakować. Zebrał w dłonie notes, bezużyteczny telefon i odtwarzacz mp3. Wrzucił to do poszczególnych kieszeni. Ubrał marynarkę. W samochodzie będzie mu dość ciepło. Nie obchodziło go to, co będzie sądzić o nim rodzina mieszkająca tu. Nie zamienił z nimi prawie słowa. Wiedział że będą obchodzić rocznicę ślubu. Ronald z tego powodu go tu zapraszał. Zrezygnował bez wahania. Chciał obchodzić własne rocznice ślubu, chciał obchodzić urodziny ich dziecka, chciał spędzić z nią święta. Chciał i jak zawsze dążył do spełnienia swego celu. Zbiegł po schodach. Susan wystraszona hałasem zatrzymała się na środku korytarza – Pożegnaj odemnie rodziców. – zawołał i wypadł na werandę trzaskając drzwiami. Odetchnął lodowatym powietrzem czując je głęboko w płucach. Nikt nie liczył się dla niego bardziej niż Marika.
/ Autostrada stanowa / Seattle / Forks / Obrzeża / Ulice / Dom Adama Knight'a / Korytarz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|