Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Victor
Vampire
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:06, 21 Lip 2009 Temat postu: Urodzinowy prezent |
|
|
13 listopad 1609 roku. Małe miasteczko we Francji.
Noc. Księżyc w pełni wysoko na granatowym niebie. Dzisiejszej nocy zapach krwi królował w tutejszym miasteczku. Światło srebrnej tarczy leniwie przesiąkało przez okna skromnego dworku.
- Jeszcze tylko kilka minut... - czyjś podniecony szept przeciął ciszę panującą w mieszkaniu.
Wtem światło księżyca wdarło się do pomieszczenia odsłaniając cały obraz. W rogu całkowicie pozbytego mebli i jakichkolwiek sprzętów pokoju siedział czarnowłosy mężczyzna umazany krwią. Jego twarz przypominała lice szaleńca, spojrzenie szkarłatnych tęczówek nerwowo prześlizgiwało się po pokoju by spocząć na czymś co leżało tuż przed nim. Młoda dziewczyna, a raczej jej nagie zwłoki leżały rozłożone tuż przed mężczyzną. Dziewczyna wciąż była ciepła, a na jej klatce piersiowej widniała głęboka rana. Wampir sięgnął do kieszeni po świeczkę i wetknął ją w ranę na ciele dziewczyny. Podpalił lont. Ogień muskał jego palce, mężczyzna jednak nie reagował.
- Wszystkiego najlepszego z okazji 600 urodzin. - mruknął z lekka gardłowo jak to miał w zwyczaju.
Pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczkę po czym bez zastanowienia zabrał się za konsumowanie "tortu" urodzinowego. Nie dane mu było nacieszyć się swoim świętem. Wyczuł w pobliżu zapach wampira. Bardzo przyjemną woń. Zostawił na wpół pozbyte krwi ciało i wyszedł na zewnątrz by sprawdzić kto go niepokoi. Rozejrzał się. Nic dziwnego, że przybył tu jakiś wampir. Wszyscy mieszkańcy miasteczka byli nieżywi, niektórzy niedojedzeni z racji tego, że po prostu ich krew nie smakowała solenizantowi. Mężczyzna dostrzegł piękną wampirzycę; już na pierwszy rzut oka było widać, że jest zagubiona i przestraszona. Wampir po krótkim namyśle uznał, że miło by było spędzić z kimś urodziny. Nic się nie stanie jeśli przez jakiś czas poudaje sympatycznego i przyjacielskiego kolesia. A że dziewczyna była naprawdę śliczna - gra była warta świeczki. Zaczął iść w jej kierunku z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wampirzyca zawiesiła na nim zlęknione spojrzenie, jakby wołała o pomoc. Wampir dopiero teraz wyczuł obecność innych stworzeń. Zatrzymał się gwałtownie. Z mroku wyłoniło się kilka męskich postaci wyraźnie mających chętkę na śliczną wampirzycę. Otoczyli ją. Dziewczyna próbowała się bronić, nieporadnie starała się użyć swego daru i odepchnąć oprawców. Czarnowłosy wampir bez zastanowienia wparował między złoczyńców. Nie lubił jak inne wampiry podbierają mu jego zdobycz. Nieważne czy ofiarą jest człowiek, czy pobratymca.
- Zostawcie ją śmierdzące ścierwa! - ryknął i odepchnął dwóch stojących najbliżej.
Nagle poczuł jak ktoś się na niego rzuca i próbuje wbić zęby w jego ramię. Na nic się to zdało. Skóra czarnowłosego wampira była niezniszczalna. Niemożliwym było zadanie mu fizycznej krzywdy. Tego robaka również obezwładnił. Nagle usłyszał czyjeś szepty posługujące się płynnym francuskim.
- Czy to nie jest przypadkiem Victor?
- To niemożliwe, przecież siedzi w Volterze.
- Słyszałem, że odszedł od nich. Lepiej stąd zwiewajmy.
Wszystko co mówili było prawdą. Dosłownie kilka dni wstecz Victor opuścił Volterę. Nie chciał by ktokolwiek nim dyrygował. Ubóstwiał samotne życie. Tak mu było najlepiej, bez wkurzających "przyjaciół" na karku, bez problemów. Troska o samego siebie, nikogo więcej.
Wampiry nie zdążyły uciec. victor zajął się nimi należycie. Efektem końcowym był wielki płonący stos. Czarnowłosy wampir zawsze lubił wpatrywać się w płomienie, szczególnie kiedy to on był autorem widowiska. Wkrótce obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku domu, gdzie czekał na niego niedojedzony "tort" urodzinowy.
- Hej, zaczekaj! - usłyszał kiedy doszedł do drzwi. Odwrócił się. Piękna wampirzyca szła w jego stronę z nadal zlęknioną miną. Victor zauważył, że jej oczy są czarne jak noc. Po zapachu wyczuł, że jest nowonarodzoną. - Dzięki za pomoc... - mruknęła nerwowo uciekając wzrokiem od jego oczu. Nic dziwnego. Przeszywał ją spojrzeniem. Na jego usta wykwitł cwany uśmieszek.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział. - Jak ci na imię? - zapytał.
- Veronica. - odparła cicho.
Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy. Nie wiedział co go naszło, ale postanowił znowu jej pomóc. Złapał ją za rękę i pociągnął ją do środka.
- Chodź, mam tu trochę świeżej krwi...
Victor wtedy jeszcze nie wiedział, że właśnie gościł w domu osobę, która narobi w przyszłości więcej bałaganu w jego życiu, niż mógłby się spodziewać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|